Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Jakub Maciejewski
27.10.2025 13:00

Papierowy jastrząb na czele NATO

Autobiografia Jensa Stoltenberga, do niedawna sekretarza generalnego NATO (2014–2024), nie wybrzmiewa optymistycznie dla Paktu Północno­atlantyckiego i Polski. Nie dlatego, by Stoltenberg przed czymś ostrzegał – raczej zdradził siebie i liberalny establishment jako konsekwentnie głupich.

Autor wydaje książkę w czwartym roku ludobójczej inwazji Rosji na Ukrainę i z satysfakcją opowiada, jak wiele ciepłych relacji miał z Putinem, Ławrowem czy innymi politykami. Choć autobiografia pisana z nadzieją na bestseller zawsze skazana jest na pewną infantylność, to tutaj Stoltenberg doprawdy zdradza zbyt daleko posuniętą naiwność wobec Moskwy i dowodzi, że europejski establishment niczego wobec Rosji nie może się nauczyć. 

Złudzenia wobec Rosji

Bo oczywiście szef NATO potępia rosyjską inwazję i opowiada się po stronie Ukrainy oraz relacjonuje swoje starania o faktyczne zwiększenie wydatków na europejskie zbrojenia, lecz w szczegółach powtarza wiele naiwnych złudzeń Rosji, a czasem i rosyjską dezinformację. Miejscami jest to wręcz przerażające. Stoltenberg nazywa obecną inwazję „wojną Putina”, co w retoryce europejskich oligarchów oznacza dawanie szansy Rosji i ograniczanie sceptycyzmu jedynie do osoby prezydenta. W innym miejscu autor przekonuje, że „Putin się bardzo zmienił” od czasu, gdy on sam spotykał się z nim jeszcze jako premier Norwegii. Przecież to są znowu rosyjskie kalki manipulacyjne, w których ta sama żarłoczna i imperialna Rosja potrafi się uśmiechać, by zyskać czas na przygotowanie do kolejnej odsłony agresywnej polityki. W opisie początków XXI w. w Rosji Stoltenberg znowu używa sowieckiej terminologii. Oto miały zapanować na Kremlu „odwilż”, a więc otwarcie na Zachód i koniec chłodnych stosunków z cywilizowanym światem. Na Łubiance między sobą wolą jednak używać słowa „pieriedyszka”, czyli raczej „złapanie oddechu”, odpoczynek przed kolejną walką. Słowo „odwilż” było w polityce wersją dla naiwnych i jeśli po dekadzie Stoltenberg tego nie zrozumiał, to doprawdy lepiej nie wiedzieć, czego jeszcze cywilne władze nie rozumieją. 

„Z doświadczenia wiedziałem, że współpraca z Rosjanami jest możliwa, że dotrzymują oni zawartych umów” – stwierdził Stoltenberg. Podczas spotkania z Dmitrijem Miedwiediewem w 2013 r. Norweg zachęcał do otwierania granic i „przyjaźni między Rosjanami a Norwegami”. W swoim patrzeniu na Rosję Stoltenberg przyjął w niektórych miejscach punkt widzenia Kremla. Przytacza on na przykład wypowiedź premiera Miedwiediewa w osobistej rozmowie, która to wypowiedź zrobiła na nim „ogromne wrażenie”, bo „świat oczami Moskwy wygląda inaczej”. Zastępca Putina miał mu powiedzieć: „Pana się nie obawiam, ale kto przyjdzie po was? Historia nauczyła nas, że przynajmniej raz na sto lat z Zachodu przybywa szaleniec, który chce podbić Rosję. W osiemnastym wieku zaatakował nas Karol XII, a jego głównym celem było zdobycie Moskwy. Napoleonowi udało się to w 1812 r. W XX w. zaatakowaliście nas dwukrotnie w wojnach światowych. W 1941 r. Hitler stanął u bram Moskwy, ale został pokonany. Nie zapominaj, że to stulecie dopiero się zaczęło”. Zatem szef NATO w swojej oficjalnej autobiograficznej publikacji wyraża zrozumienie dla jednego z fundamentów ideologii Kremla – oto Rosja nie ma naturalnych granic i jest wiecznie otoczona przez agresywne mocarstwa, a sama pragnie spokoju i pokoju. W tej opowieści zatem przychodzi Putin, który jest najpierw ciekawym dla Stoltenberga (jako premiera) partnerem, ale potem coś mu odbiło, oszalał i zaczął wojnę. Pojawia się tu jeszcze opowieść o wielkiej przyjaciółce Stoltenberga Angeli Merkel, która ma na Putina chytry plan. Otóż ona będzie kupować od niego gaz i często z nim rozmawiać, więc przypilnuje, by z Moskwy nic złego nie przyszło. Nawet jeśli to jest tylko wersja polityki przeznaczona dla idiotów, a w istocie byłaby sformułowana przez rosyjskich agentów wpływu, to jednak ten wariant narracji jest doprawdy zbyt głupi, by wybrzmiewał w ustach najważniejszych polityków Zachodu. 

Obrona własnego biogramu

Norweg nie umie ocenić swojej politycznej przeszłości, która ze względu na lewicowy aktywizm była bardzo związana ze Związkiem Sowieckim. Co prawda Stoltenberg broni i siebie, i swojego ojca (norweskiego ministra i ambasadora w Jugosławii), że rozmawiali z sowieckimi dyplomatami, a de facto agentami KGB, ale uznają, że dzięki temu uzyskiwali lepsze informacje. Jeśli chodzi o rosyjską agenturę, Stoltenberg naprawdę wyraża wielopiętrowe niezrozumienie. Chwali się na przykład, że jako lider AUF – młodzieżówki lewicowej Partii Pracy – uczestniczył w ekologicznych projektach w sowieckiej części Skandynawii, na Półwyspie Kolskim. Troska o środowisko miała mu towarzyszyć podczas wyjazdów do tamtejszych kopalni pod koniec lat 80.

To, że KGB rozpracowywało młodego Stoltenberga, co zawarto w teczce o kryptonimie „Strelkov”, to jedno. Druga, poważniejsza sprawa dotyczy tego, że ekologiczne ruchy końca lat 80. w całym bloku komunistycznym miały w planach władzy konkretny plan. Jak wykazał w swojej monumentalnej pracy „Pieriestrojka i służby specjalne” dr Jerzy Targalski, KGB wykorzystywało rzekomo spontaniczne ruchy społeczne w krajach komunistycznych do rozgrywek z betonem partyjnym oraz do eksperymentowania z taką opozycją, którą da się kontrolować. Ale to nie koniec. Stoltenberg chwali się w jednym miejscu swojej książki, że w latach 80. protestował przeciwko instalacji amerykańskich rakiet nuklearnych w Skandynawii. Ciekawa to przechwałka, skoro wiemy dziś, że projekt tzw. skandynawskiej strefy bezatomowej był kierowany przez KGB rękami takich agentów wpływu jak np. duński pisarz Arne Herløv Petersen. I dziś były szef NATO nie tłumaczy się z tamtej aktywności – on się nią chwali. 

Papierowy jastrząb

Obraz Stoltenberga stworzony przez niego samego przedstawia typowego członka lewicowego establishmentu, który wierzy, że poprzez handel, rozmowy i empatię uda się przekonać zabójców z KGB, by zamiast podbijać świat, wybrali jego podziwianie i cieszenie się życiem. Ale przecież autobiografia nie zawiera rzeczy, których były szef NATO naprawdę by się wstydził – a przecież miał on w swojej młodości anty­amerykańskie ekscesy, siostrę w ruchu marksistowsko-leninowskim, a jego kariera polityczna jako premiera zawsze była ciepło powiązana z rosyjskimi odpowiednikami. 

Dzięki tej książce mamy jednak precyzyjny obraz papierowego jastrzębia Zachodu – człowieka, który w oficjalnych działaniach potrafił nalegać na zwiększenie wydatków na zbrojenia, ostrzegał przed Rosją, potępił jej agresję – a jednak ostatecznie mając dostęp do tak wielu informacji i tak konkretną władzę, planów Kremla nie pokrzyżował chyba w żadnym miejscu.