Toczy się spór o interesy państwa w zderzeniu z interesami wpływowego i dużego biznesu. Projekt ustawy uszczelniającej obowiązujące od 2004 r. przepisy i mającej uniemożliwić omijanie polskiego prawa przedstawia się jako coś złego i groźnego. To stawianie sprawy na głowie. Dziś choć ustawa mówi, że podmiot pozaeuropejski może być właścicielem tylko do 49 proc. telewizji nadającej na podstawie koncesji w Polsce, jest furtka, którą niektóre podmioty wykorzystują.
Wystarczy (zdaniem tych firm i ich prawników) stworzyć firmę słup (np. na lotnisku w Amsterdamie), by udawać, że koncesjonariusz jest w większości europejskim kapitałem. Złożony w Sejmie projekt, który będzie mieć pierwsze czytanie na posiedzeniu komisji kultury i środków przekazu zapewne w przyszłym tygodniu, zamyka tę furtkę: prywatna telewizja czy radio będą musiały faktycznie w 51 proc. należeć do europejskiego nadawcy. Ta nowelizacja jest konieczna dla bezpieczeństwa naszego rynku medialnego – to oczywista oczywistość. Politycy opozycji i publicyści krzyczą jednak o „zamachu” na wolne media, a w istocie krzyczą przeciw interesom kraju. Chcą tego, o czym mówi poseł PO Bartłomiej Sienkiewicz, określając Polskę „kamieni kupą”.