Nieprzyzwoicie długa lista nieobecności osób, które nie znalazły czasu, by towarzyszyć śp. Janowi Olszewskiemu w jego ostatniej ziemskiej drodze, choć wśród nieobecnych było wielu, których zmarły premier osobiście z wielkim poświęceniem za darmo bronił przed komunistycznym „wymiarem sprawiedliwości”, stanowi nie tylko smutny obraz wypłukania resztek ludzkich odruchów. Jest przede wszystkim świadomą manifestacją nienawiści do wszystkiego, co postać zmarłego premiera uosabia i symbolizuje.
Świat autentycznych wartości i najwyższej próby patriotyzmu starano się zastąpić jego antytezą, czyli panświnizmem Jerzego Urbana, który torował szlak kohortom ludzi pokroju Marcina Rosoła czy Sławomira Nowaka, spoconych z żądzy posiadania kolejnych zegarków, robiących bezwstydne deale w Pędzącym Króliku. Świadome i liczne afronty w dniu pogrzebu są zapowiedzią, że obóz nocnej zmiany, choć nie tak potężny jak w 1992 r., właśnie szykuje się do następnej próby zamachu na polską przyszłość.