Donald Tusk może zaklinać rzeczywistość, odwracać kota ogonem opowieściami o złej opozycji, fakty są jednak dla niego miażdżące. Szef rządu oblał pierwszy i jak dotąd najpoważniejszy egzamin z zarządzania powodzią już na etapie reakcji na zagrożenie.
Ze słów rzecznika IMGW wynika, że już 11 września (w środę) zostało wydane ostrzeżenie trzeciego stopnia dla południa kraju, czyli informacja o zagrożeniu zdrowia i życia. To najwyższy alert, jaki jest w ogóle przewidziany. Tymczasem Donald Tusk 13 września wprowadził Polaków w błąd, twierdząc, że „prognozy nie są przesadnie alarmujące”. Dlaczego tak zrobił? Są dwie możliwości: wiedział i zlekceważył ostrzeżenie albo – co mniej prawdopodobne – nie otrzymał informacji, co byłoby dla niego równie kompromitujące.
Tusk próbuje ratować swój wizerunek na nagrywanych przez media posiedzeniach sztabu kryzysowego. Pytanie, czy Polacy chcą premiera, który nie potrafi reagować na zagrożenie, a po wszystkim oddaje ster pomocy powodzianom politycznie zaangażowanemu Jerzemu Owsiakowi.