Ci sami wrogowie polskiej wolności

Czy demonstranci, którzy wczoraj życzyli wszystkiego najgorszego polskiemu rządowi, pamiętają, że te same formacje polityczne, które wspierają – choć pod innymi nazwami – obaliły 31 lat temu inny polski rząd, wywodzący się z tego samego obozu patriotycznego, co ten obecny? Zmieniło się tak wiele – a jednocześnie tak niewiele.

Dziś liderem opozycji jest Donald Tusk, który w 1992 r. na spotkaniu przywódców ówczesnych partii opozycyjnych (historia się powtarza) apelował, żeby „policzyć głosy” potrzebne do powołania nowego rządu. Po drugiej stronie barykady stał Jarosław Kaczyński, który wraz z Porozumieniem Centrum oraz ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym (byłem wówczas posłem ZChN i rzecznikiem tej partii) oraz Porozumieniem Ludowym Gabriela Janowskiego do końca bronił legalnego rządu RP.

Moskwa – Warszawa: wspólna sprawa?

Pozmieniały się nazwy partii, ale są rzeczy niezmienne: Jarosław Kaczyński nadal broni legalnego polskiego rządu, a Donald Tusk chce jego obalenia. „Gazeta Wyborcza” brutalnie atakowała koalicję PC–ZChN–PL, aby po latach jeszcze bardziej bezpardonowo uderzać w kolejne rządy Prawa i Sprawiedliwości. Tyle że dzisiaj więcej jest mediów, które współtworzą obóz patriotyczny, niepodległościowy, a siła rażenia wciąż licznych mediów związanych z obozem internacjonalistycznym czy też kosmopolitycznym jest jednak nieco mniejsza.

Inne rzeczy są również bardzo podobne: zwolennicy lustracji bronili rządu premiera Jana Olszewskiego i wspierają rząd PiS, przeciwnicy lustracji zjednoczyli się, aby odwołać 4 czerwca 1992 r. rząd Rzeczypospolitej i dziś marzą, aby doprowadzić do upadku obecnego rządu RP. Wtedy rząd Olszewskiego upadł z powodu głosów SLD wywodzącego się z PZPR, który to skrót Leszek Moczulski w ówczesnym Sejmie rozszyfrował dobitnie: „Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji”.

Dzisiaj ci, którzy przez lata opowiadali się za bliskimi stosunkami z Rosją i byli przez Rosję faworyzowani (to przecież o Tusku rosyjskie media mówiły „nasz człowiek w Warszawie”, tak jak i on w wywiadzie dla red. Pawła Płuski w TVN 24 mówił o Putinie: „nasz człowiek w Moskwie”), też prą ze wszystkich sił do obalenia obecnego polskiego rządu. Ci, którzy odwoływali się do interesu narodowego i państwowego, bronili Olszewskiego – po trzech dekadach ludzie odwołujący się do tych samych wartości znów bronią rządu i w mediach odsądzani są od czci i wiary.

Naród polski powinien wiedzieć

Jestem historykiem, ale o tamtym czasie mogę i powinienem mówić przez pryzmat osobistych doświadczeń – jednego z najmłodszych parlamentarzystów, który do końca angażował się w obronę gabinetu mecenasa Olszewskiego (jednocześnie mając do niego, co naturalne, takie czy inne zastrzeżenia). Pamiętam, gdy podczas „nocnej zmiany”, tuż przed głosowaniem nad odwołaniem Rady Ministrów, wszedłem na trybunę sejmową i poprosiłem o przerwę, aby dać jeszcze choćby kolejne pół godziny na dodatkowe przebadanie wojewódzkich kartotek SB zawierających informacje o współpracownikach tajnych służb komunistycznych (krążyła wówczas opinia, że było zbyt mało czasu, aby lustracja Macierewicza objęła na podstawie dokumentów i kartotek wszystkie postaci uwikłane agenturalnie – zwłaszcza z zasobów lokalnych). Było to myślenie może naiwne, ale walka szczera. Jednak odrzucono mój wniosek o przerwę. Lewicowo-liberalny walec kierowany przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Donalda Tuska, przy kluczowym wsparciu Lecha Wałęsy, potoczył się dalej.
„Musimy podjąć wyzwanie szybko biegnącej historii. Musimy sprostać chlubnym tradycjom naszego narodu. Świadomi naszych słabości i wad, z pokorą, ale w poczuciu dziejowej odpowiedzialności musimy starać się podjąć dziedzictwo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej” − te słowa można przypisać zarówno Janowi Olszewskiemu kiedyś, jak i Jarosławowi Kaczyńskiemu dzisiaj. Myślę, że każdy polski patriota, w tym każdy polski – nie tylko z obywatelstwa – polityk, pod tym cytatem mógłby się podpisać. To fragment expose prezesa Rady Ministrów Jana Olszewskiego z 21 grudnia 1991 r. Tak, to ta sama Polska, ta sama walka, ta sama targowica. I podobne wyzwania.

Ceniony prawnik, obrońca w procesach politycznych, człowiek związany z opozycją antykomunistyczną, Jan Olszewski w wystąpieniu telewizyjnym dosłownie kilkadziesiąt minut przed swoim odwołaniem mówił: „Uważam, że naród polski powinien mieć poczucie, iż wśród tych, którzy nim rządzą, nie ma ludzi pomagających UB i SB utrzymywać Polaków w zniewoleniu. Uważam, że dawni współpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski. Naród powinien wiedzieć, że nieprzypadkowo właśnie w chwili, kiedy możemy ostatecznie oderwać się od komunistycznych powiązań, staje się nagły wniosek o odwołanie rządu”.

Zakopane podziały, czyli komuna sojusznikiem...

Czy dzisiaj, w nowym stuleciu i tysiącleciu, po upływie 31 lat nie jest tak, że słowa te są absolutnie i w całej rozciągłości aktualne? Czy historia nie zatoczyła koła? Czy nie jest tak, że znowu są ci sami wrogowie polskiej wolności i ci sami jej obrońcy?

Gdy obalano rząd Jana Olszewskiego, a urzędujący premier w swoim świetnym oratorsko wystąpieniu dramatycznie pytał: „Czyja Polska?”, podziały w społeczeństwie na obóz solidarnościowy („solidaruchów”, jak mówili nasi przeciwnicy) oraz „komunę” (określenie „postkomuna” pojawiło się w szerszym obiegu później) były bardzo głębokie i żywe. Jednak dla dużej części klasy politycznej noc z 4 na 5 czerwca 1992 r. była datą symbolicznego zatarcia podziałów między tymi, co o wolność walczyli, a tymi, co ją tłumili.
Dla części obozu wywodzącego się z opozycji anty­komunistycznej, a ściślej antydemokratycznej, postkomuniści stali się bliżsi i poręczniejsi do dobijania politycznego targu, do „polityki transakcyjnej” czy jak to wówczas częściej mówiono „polityki kupieckiej”. Nie chodziło tu nawet o formalne koalicje, bo przecież za bliskich już rządów postkomunistów i PSL (rozpoczęły się one kilkanaście miesięcy po „lewym czerwcowym”) środowiska ROAD czy jego politycznej córki, Unii Demokratycznej, miały swoją reprezentację do poziomu wiceministra, np. w ministerstwie edukacji, choć formalnie partia Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego była w opozycji. Od wiosny 1992 r. prawica czy też obóz patriotyczny (niepodległościowy) stały się wrogiem, gdy tymczasem SLD Kwaśniewskiego, a potem Leszka Millera (tego od moskiewskich pieniędzy przywożonych z Moskwy na tworzenie struktur postkomunistycznych) został uznany za poważnego partnera, choć czasem oponenta.

Pewnym, choć nie do końca konsekwentnym wyłomem były późniejsze rządy koalicji Akcji Wyborczej „Solidarność” i Unii Wolności – przecież jednak i tak zakończonej spektakularnym rozłamem rok przed wyborami parlamentarnymi w 2001 r. Przed 31 laty byli funkcjonariusze UB i SB, ZOMO razem z niegdysiejszą opozycyjną „lewicą laicką” i liberałami z KLD zjednoczyli się przeciwko bardzo zróżnicowanemu obozowi, który wszak odwoływał się do wartości narodowych i niepodległościowych.
I było jak w wierszu Norwida: „Ogromne wojska, bitne generały, policje – tajne, widne i dwupłciowe. Przeciwko komuż tak się pojednały? Przeciwko kilku myślom, co nienowe!”. To samo można powiedzieć o liderach wczorajszej demonstracji na ulicach stolicy.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Ryszard Czarnecki
Wczytuję ocenę...
Wczytuję komentarze...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo