To nie nacjonalizacja
Po zaprezentowaniu przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego zarysu reformy emerytalnej w przestrzeni publicznej odezwały się głosy o nacjonalizacji OFE i przejęciu środków tam
Nieudany eksperyment ze stworzeniem przymusowego systemu emerytalnego łączącego publiczny oraz prywatny filar należy bez wątpienia możliwie szybko zakończyć, gdyż nie sprawdził się on na wielu polach.
Wstępny projekt
Jest drogi i to nawet po obniżkach opłat, niespecjalnie efektywny, permanentnie generuje dziurę w FUS, no i przede wszystkim nie daje specjalnych nadziei na emerytury wystarczające do jako takiego przeżycia. Co gorsza, w ostatnim okresie środki zgromadzone w funduszach szybko topniały – w 2015 r. (a dokładnie w okresie luty 2015 r.–styczeń 2016 r.) straciły one łącznie ponad 10 proc. aktywów. Z drugiej strony nagła wyprzedaż ich aktywów mogłaby doprowadzić do załamania na giełdzie, która i bez tego przechodzi ciężkie czasy. Patową sytuację w polskich emeryturach należy więc przeciąć, ale delikatnie i z precyzją chirurga, by nie spowodować więcej szkód niż pożytku. Z tak zarysowanym zadaniem musieli się zmierzyć autorzy zrębów reformy, która została zaprezentowana jak na razie w bardzo wstępnej formie, z wciąż wieloma niejasnościami i niewiadomymi. Z materiałów zaprezentowanych przez Ministerstwo Rozwoju możemy wyciągnąć jednak pewne wnioski na temat kierunku, w którym zmierzać będą zmiany.
Środki w OFE zostaną więc podzielone na dwie pule. Pierwsza, około 25-procentowa (czyli 35 mld zł), trafi do Funduszu Rezerwy Demograficznej. O tej części środków z OFE można rzeczywiście mówić, że zostaną znacjonalizowane, w celu zwiększenia buforu bezpieczeństwa systemu emerytalnego naszego kraju. Znacjonalizowane, gdyż po pierwsze trafią w trwały zarząd instytucji publicznych (a dokładnie Polskiego Funduszu Rozwojowego), po drugie prawdopodobnie nie zostaną zapisane na indywidualnych kontach, tylko zbiorczo zasilą FRD. Ważne jest, że te 25 proc., które zostaną de facto przejęte przez państwo, stanowią aktywa zagraniczne OFE (np. akcje spółek notowanych na zagranicznych giełdach), a więc ich spieniężenie nie wywoła negatywnych efektów na naszej giełdzie. Środki te nie będą bezczynnie czekały, lecz PFR będzie mógł je wykorzystywać do prowadzenia swojej działalności inwestycyjnej, dzięki czemu nasza rezerwa emerytalna będzie „pracowała” i, miejmy nadzieję, w ten sposób rosła. To oczywiście zależy od celności inwestycji podejmowanych przez PFR, natomiast sama idea nie jest niczym niespotykanym – państwowe fundusze inwestujące publiczne środki emerytalne znakomicie funkcjonują w wielu rozwiniętych krajach świata. Oczywiście ich strategia rynkowa jest mniej agresywna niż funduszy komercyjnych, by nie narażać środków emerytalnych na straty. Wszystko rozbije się więc o sposób zarządzania i strategię PFR.
Rozszerzone uprawnienia
Ktoś mógłby teraz pomyśleć: „jak to nie nacjonalizacja, skoro 35 mld zł przejmie państwo?”. Jednak z drugiej strony pozostałe 75 proc. aktywów OFE, a więc 103 mld zł, stanie się de facto własnością obywateli. A jest to zmiana ogromna, gdyż obecnie środki OFE wcale do obywateli nie należą – są to środki publiczne, co potwierdził TK w swoim wyroku i nic dziwnego, gdyż powstały z podzielenia przymusowej składki, która wcześniej w całości wpływała do ZUS-u, a od reformy w 1999 r. część z niej trafiała do OFE.
Inaczej mówiąc, obecnie dwa pierwsze filary (publiczny i prywatny) systemu emerytalnego stanowią środki publiczne, a prywatne to dopiero trzeci filar, dobrowolny, który stanowią m.in. indywidualne konta emerytalne, z którego korzysta jednak ledwie kilkaset tysięcy Polaków. Tymczasem reforma zakłada przeniesienie pozostałych 75 proc. środków z OFE do III filaru, należącego do właścicieli indywidualnych rachunków, które po przenosinach będą odpowiadały temu, co zgromadziliśmy do tej pory w OFE (oczywiście jeśli ktoś ma już środki w III filarze, to odpowiednio więcej). A więc każdy członek OFE stanie się posiadaczem rachunku emerytalnego w III filarze, wraz z kapitałem początkowym odpowiadającym jego środkom w otwartym funduszu.
Te środki nie staną się własnością obywateli jedynie formalnie – uprawnienia do nich zostaną rzeczywiście rozszerzone. Po pierwsze, składki do nowego filaru będą dobrowolne, a nie tak jak do tej pory w OFE przymusowe. Co więcej, wysokość składki będzie można wybrać – 2 lub 4 proc. wynagrodzenia, co zmniejszy podstawę oskładkowania przymusowego. Po drugie, część środków (dokładnie 25 proc.) będzie można wypłacić jednorazowo po przekroczeniu wieku emerytalnego – pozostała część będzie musiała zostać wykorzystana na dożywotnią emeryturę. Po trzecie, 15 proc. zgromadzonych środków będzie można wykorzystać w razie ewentualnej choroby lub wypadku, który skończyłby się dla nas niezdolnością do pracy. Będzie można wykorzystać je też jako wkład własny przy zakupie pierwszego mieszkania pod warunkiem oddania ich w ciągu 10 lat.
Wręcz przeciwnie
Przez pierwsze dwa lata środki w nowym III filarze (który stanie się de facto drugim filarem, gdyż OFE przestaną istnieć) będą zarządzane przez Polski Fundusz Rozwoju. Nie będzie to wymagało ich spieniężenia, a więc nie spowoduje to załamania indeksów giełdowych. Po tym okresie do zarządzania zostaną także dopuszczone prywatne fundusze inwestycyjne, co oznacza, że każdy obywatel będzie mógł wybrać, czy woli, by jego środki były inwestowane przez wybrany prywatny fundusz (czyli być może bardziej agresywnie), czy przez publiczny (najprawdopodobniej bardziej zachowawczy). Kolejnym istotnym novum będzie znaczne ograniczenie całkowitych kosztów zarządu do 0,6 proc. budżetu funduszu. Obecnie w OFE to 1,75 proc. wymiaru składki, a trzeba pamiętać, że i tak zostały one bardzo mocno obniżone, z aż 10 proc., co obowiązywało przez pierwsze kilka lat po wprowadzeniu reformy z 1999 r.
Jak widać, reforma zaproponowana przez wicepremiera Morawieckiego nie jest nacjonalizacją OFE. Wręcz przeciwnie, jest prywatyzacją większości pozostałych w OFE środków. Czy jednak naprawianie prywatyzacji systemu emerytalnego jeszcze dalej posuniętą prywatyzacją jest dobrym rozwiązaniem? Trzeba pamiętać, że problemem polskiego systemu emerytalnego nie był fakt współistnienia publicznego i prywatnego filaru. Na całym świecie państwa umożliwiają obywatelom dodatkowe dobrowolne odkładanie na emeryturę. A nawet jeśli nie umożliwiają, obywatele mogą korzystać w tym celu z sektora bankowego czy komercyjnych funduszy inwestycyjnych – na jedno wychodzi. Patologią polskiego systemu emerytalnego było podzielenie przymusowego systemu emerytalnego na część publiczną i prywatną. Co się sprowadzało do tego, że prywatne, zresztą w większości zagraniczne fundusze inwestycyjne miały zapewniony dopływ środków publicznych, które mieszkańcy Polski pod przymusem musieli do nich odprowadzać. Co więcej, przez lata pobierały za to bardzo duże opłaty, które nawet obecnie, po kilku obniżkach, są wysokie. Wyżej zarysowana reforma skończy z obydwiema patologiami. Przymusowa składka w całości będzie trafiała do publicznego systemu emerytalnego, a jeśli ktoś będzie chciał oszczędzać dodatkowe kilka procent, to będzie miał taką możliwość, nie uszczuplając jednak przy tym systemu publicznego (lub też dokładnie mówiąc, uszczuplając minimalnie, gdyż dodatkowa składka w ramach zachęty nieco zmniejszy podstawę obliczenia składki przymusowej). Koszty funduszy natomiast zostaną ograniczone do zaledwie 0,6 proc.
Wyjść ze ślepej uliczki
Wydaje się to rozsądną propozycją wyjścia z tej ślepej uliczki, w jaką nas wprowadzili autorzy reformy z 1999 r. Absurdalny podział przymusowego systemu na publiczny i prywatny zostanie zniesiony, a licząc z wcześniejszym przejęciem środków z OFE przez rząd PO, aktywa zostaną podzielone w proporcjach około dwie trzecie dla sektora publicznego (ok. 150 mld zł przejęte w 2014 r. plus 34 mld zł teraz) i jedna trzecia dla sektora prywatnego (103 mld zł, które trafią na indywidualne konta nowo utworzonego prywatnego filaru). Wydaje się to uczciwym rozwiązaniem błędnej umowy społecznej, którą zawarliśmy dosyć nieświadomie w 1999 r. Rozwiązaniem, które nie spowoduje przy tym perturbacji rynkowych, gdyż całość aktywów z polskiego rynku akcji trafi do sektora prywatnego i nie zostanie nagle spieniężona. Oczywiście zaprezentowany przez rząd plan reformy emerytur ma jak na razie mocno wstępny charakter i o finalnym obrazie zdecydują nieznane jeszcze szczegóły, jednak na obecnym etapie można z czystym sumieniem stwierdzić, że ma to sens.