Festiwal prostactwa trwa. W roli kolejnego zaganiacza tej imprezy wystąpił Maciej Stuhr, a popis miał miejsce na „gali” wręczenia nagród filmowych. Słowa „gala” używam z mocnym przymrużeniem oka, bo owo zbiegowisko miało tyle wspólnego z wydarzeniem uroczystym, co popijawy organizowane przez Sowietów, choćby we Lwowie po wrześniu 1939 r. Kto jest ciekaw szczegółowych opisów zabaw ówczesnej komunistycznej „elyty”, powinien sięgnąć po wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej.
Stuhra i rechoczących wraz z nim na dźwięki składające się na słowo „tupolew” łączy z uczestnikami sowieckich „gali” właśnie prostactwo. Bo drwiny ze śmierci, nieszczęścia innych ludzi, dramatów rodzin, które straciły bliskich, z cierpienia w przyzwoitym świecie dyskwalifikują. Tak w Polsce było zawsze, poza czasami komuny. Wówczas żartami rodem z sowieckiego pisma „Bezbożnik” starano się rozbawiać Polaków, wesołości powszechnej jednak nie było. Ale jak widać są środowiska, w których bezbożnikowe dowcipkowanie przyjęło się i dotrwało do naszych czasów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że i ta pozostałość po próbie sowietyzacji Polski ma już coraz mniejsze znaczenie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Katarzyna Gójska-Hejke
Wczytuję ocenę...