Galeria Pod Kasztanami
Tytułowa galeria to kultowe miejsce w Warszawie w początkach transformacji ustrojowej, kiedy salon jeszcze nie okrzepł, a Warszawa kipiała dziesiątkami inicjatyw artystycznych, oszołomiona wol
Galeria Pod Kasztanami przy ul. Lenartowicza 34, działająca na Mokotowie niemal przez 10 lat, bo od 1989 r. do 1999 r., to prywatna galeria Marka Marszałka, przez nikogo niesponsorowana, funkcjonująca bez żadnych dotacji w jego własnym domu.
Pokolenie ASP lat 80.
Prezentowało w niej swoje prace przede wszystkim pokolenie artystów studiujących na ASP w latach 80., będących rówieśnikami „dzikich” wylansowanych przez Andę Rottenberg, niemających jednak tak wpływowego sponsora. Na Lenartowicza naprawdę się działo; multimedialne wernisaże malarstwa, rzeźby, performance były równocześnie pokazami undergroundowych kapel, takich jak The Sarong Rolls. Wernisaże Pod Kasztanami trwały do białego rana, a ich odgłosy dochodziły na drugą stronę Wisły. Galeria na Mokotowie stała się miejscem najciekawszych zjawisk artystycznych sezonu, pokazywali się w niej artyści z salonowej półki, zapraszani do Centrum Sztuki Współczesnej, nawet do Zachęty (Muzeum Sztuki Nowoczesnej w latach 90. jeszcze nie istniało). Nie miała więc niskiego poziomu, co niechętni mogliby jej zarzucić, wręcz przeciwnie.
Czarna dziura
Kiedy jednak się okazało, że niewiele wynika z tego autentycznego, niekomercyjnego spotkania artystów na Mokotowie, z wysiłku małżeństwa Barbary i Piotra Lorków, pomysłodawców i inicjatorów corocznych wystaw i z pracy biorących w nich udział artystów, zrobiło się nam wszystkim, organizatorom i uczestnikom spotkań, smutno.
Imprezą na Mokotowie nikt się nie interesował – ani media, ani prasa, ani wspierane przez podatnika centra kultury. Wystawy Pod Kasztanami nie miały żadnego przełożenia na kariery artystyczne ich uczestników. Instytucje w Warszawie powołane do wspierania kultury, dotowane, utrzymywane przez podatnika i zatrudniające stada kuratorek i kuratorów, krytyków, dyrektorek i dyrektorów od tego i owego, opłacające dziesiątki urzędników od kultury, nie były zainteresowane promocją galerii Pod Kasztanami. Obawa przed konkurencją czy urzędnicza inercja? Efektem 10 lat działalności galerii Pod Kasztanami było kilka artykułów w prasie i w nieistniejącym już piśmie „Sztuka” Joanny i Andrzeja Skoczylasów.
Okazało się, że nie żyjemy w czasach wymarzonej wolności, ale w zwyczajnej postkomunistycznej czarnej dziurze, gęstej od salonowego smrodu cwaniaków dojących budżet państwa, na ile się da. Marek Marszałek więc galerię Pod Kasztanami czasowo zawiesił.
Poczet artystów
Przez niemal 10 lat istnienia galerii Pod Kasztanami zaistniało w niej jednak wiele znanych nazwisk: awangardowa Dorota Brodowska, Janusz Dziurawiec – autor warszawskich (i nie tylko) pejzaży, twórczyni wysmakowanych rysunków i grafik Grażyna Samulska, Marek Chaczyk, Olga Wolniak, Piotr Młodożeniec, specjalizująca się w portretach i męskich aktach Anna Dumicz, poszukujący i multimedialny artysta Stefan Żuchowski i równie multimedialny Krzysztof Bloch, Paweł Susid, współpracująca teraz z IPN-em Jolanta Czarska, rozchwytywany przez galerie malarz Krzysztof Pająk, filmowiec Maria Poszwińska i wreszcie inicjatorzy pomysłu, sponsorzy i organizatorzy wystaw – Barbara i Piotr Lorkowie oraz Marek Marszałek.
Tematy i tytuły wystaw tematycznych były zawsze inspirujące, otwierające artystów na nowe wątki – „Trucizna”, „Horyzont Zdarzeń Pułapka”, „Ucho z papier mache” (z „Listów do Brata” – Vincenta Van Gogha).
Zapamiętałem wypowiedź jakiejś „ważnej” osoby ze świata kultury w telewizji, że galeria Pod Kasztanami to jedno z najautentyczniejszych i ciekawszych kultowych miejsc Warszawy; autentycznych, bo oddolnych; przez nikogo i na żadne zamówienie nieorganizowanych imprez artystycznych w stolicy, a nawet w Polsce... Potem zapadła cisza.