Co się stało z naszą klasą?
„Przegrałem wybory prezydenckie” – ogłosił na portalu Teatralny.pl znany reżyser Piotr Cieplak w felietonie napisanym, by dać wyraz przygnębieniu, jakie ogarnęło go po zwycięstwie
„Przegrałem wybory prezydenckie” – ogłosił na portalu Teatralny.pl znany reżyser Piotr Cieplak w felietonie napisanym, by dać wyraz przygnębieniu, jakie ogarnęło go po zwycięstwie Andrzeja Dudy. Mnie z kolei ogarnęło przygnębienie w trakcie lektury tego tekstu.
Z Piotrem Cieplakiem znamy się od 36 lat, tj. od chwili, gdy w 1979 r. rozpoczęliśmy oboje studia w warszawskiej Szkole Teatralnej. Lubiliśmy się wówczas i przyjaźniliśmy, w latach 80. wypiliśmy razem niejedną beczkę piwa, wspólnie działaliśmy w NZS-ie, a po stanie wojennym – w podziemiu wydawniczym. Potem – jak to bywa w życiu – oddaliliśmy się od siebie. Od lat nie mamy kontaktu. Jednak ze względu na wspomnienia z młodości wciąż myślę o nim „Piotr”, a nie „Cieplak”, dlatego uwagi, które nasunęły mi się w trakcie lektury felietonu „O »Polacy, nic się nie stało«” niejako automatycznie przyjmują kształt listu do autora. Mam nadzieję, że czytelnicy zechcą mi wybaczyć jego niekiedy zbyt osobisty ton.
Drogi Piotrze!
Z Twojego tekstu wnoszę, że wynik wyborów każe Ci się bardzo lękać o przyszłość Polski. Nie podzielam Twoich obaw, nie wątpię jednak, że płyną one z autentycznej troski o pomyślność ojczyzny.
Ten stan zatroskania dobrze rozumiem, przeżywam go bowiem od lat, obserwując z przerażeniem i zażenowaniem poczynania obozu politycznego, z którym Ty identyfikujesz się dostatecznie mocno, by napisać: „przegrałem wybory”. Na forum jeden z dyskutantów odpowiedział Ci na to: „Naprawdę? Kandydował Pan? Ojejku... gdybym wiedział... ojejku, jejku...”. Żartobliwie zwrócił Ci tym samym uwagę, że może – zwłaszcza jak na niepodległego duchem artystę – zanadto utożsamiłeś się z ustępującym prezydentem. Masz oczywiście do tego prawo. Skoro lepiej się czujesz w tłumie akolitów władzy niż w samotni artystycznej niezależności – to Twój wybór.
Podobnie jest, jak sądzę, z Twoją i moją troską o losy kraju. Oboje mamy prawo do własnego jej rozumienia. Najwyraźniej każde z nas niepokoi zgoła co innego. Ciebie martwi, że – jak piszesz – „człowiek, który pół roku temu był anonimem w sensie publicznym, może stanąć na czele polskiej armii”. Mnie to aż tak nie trapi. Sen z powiek spędza mi raczej pożałowania godzien stan owej armii, będący rezultatem z gruntu fałszywej oceny sytuacji geopolitycznej dokonanej w ramach „Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego”, który zainicjował Bronisław Komorowski w początkach swojej kadencji. Opracowana wówczas (październik 2010 r.) pod jego auspicjami ekspertyza pt. „Budowa zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego Polski” głosiła: „Polska […) musi zdecydować się na pojednanie z Rosjanami i traktowanie ich państwa nie jako tradycyjnego przeciwnika, lecz istotnego gwaranta bezpieczeństwa europejskiego, w tym naszego bezpieczeństwa. […] Z racji tego, że w tej średnioterminowej perspektywie nie należy się spodziewać bezpośredniego zagrożenia naszego terytorium ani zagrożenia naszych sojuszników, specjalny wysiłek na rzecz dozbrojenia polskiej armii nie wydaje się konieczny”.
Na ile trafna była to diagnoza i jaki przyniosła skutek, każdy widzi. Nasza armia z powodzeniem mieści się na jednym z drogich i bezużytecznych stadionów, które pobudowaliśmy ostatnimi laty, tymczasem za wschodnią granicą mamy wojnę, wobec której jesteśmy bezradni i bezbronni.
Gdybyś…
Mam nadzieję, że nowy prezydent wykaże się większą przenikliwością niż jego poprzednik. Oczywiście nie ma w tej kwestii żadnej gwarancji, jako że – to Ci chyba umknęło – nikt w chwili obejmowania najwyższego urzędu w państwie nie posiada w tej materii praktyki. Zapewne przychodzi mi łatwiej niż Tobie przyznać Andrzejowi Dudzie kredyt zaufania, ponieważ dla mnie przed pół rokiem nie był on anonimem, tak zresztą jak i dla sporej części rodaków, którzy wiedzę o sprawach krajowych czerpią nie tylko z „Gazety Wyborczej” i TVN-u, ale też z internetu oraz z mediów krytycznych wobec rządu.
Gdybyś spróbował sięgnąć po niepoprawne tytuły, gdybyś zadał sobie trochę trudu, by zorientować się w rozmaitych poczynaniach i inicjatywach środowisk opozycyjnych (np. przyszedł posłuchać obrad Kongresu Polska Wielki Projekt), gdybyś postarał się dowiedzieć nieco więcej o ludziach, którzy te środowiska tworzą – wówczas być może dostrzegłbyś, jak mało jest prawdy w obiegowych stereotypach i karykaturalnych gębach przyprawianych kontestatorom III RP. Jak wielu jest wśród nich ludzi kompetentnych, doskonale wykształconych i obytych w świecie, doświadczonych i bezinteresownych. Może dzisiaj nie lękałbyś się aż tak bardzo.
Niestety, nie uczyniłeś nic takiego, ponieważ w kręgach, w których się poruszasz, panuje przekonanie, że przemyślenia i działania podejmowane z dala od ośrodków władzy nie są godne uwagi, że pism i portali niezależnych nie warto czytać, a ludzi z nimi związanych – nie trzeba ani znać, ani poważać. Należy ich wyśmiewać, izolować, odcinać kordonem sanitarnym, unikać jak zarazy, wypychać z przestrzeni publicznej, bo ją infekują swoją przykrą obecnością.
„Chroń mnie, panie, od pogardy, od nienawiści strzeż mnie Boże”
Mało kto już pamięta ten hymn umarłych poetów – Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego – ale ja, tak i Ty , jak przypuszczam, również. Dlatego go cytuję.
Puentujesz, Piotrze, swój felieton takimi słowy: „Nadawałoby się na koniec jakieś Pismo Święte, jakiś Kohelet, ten od »marności nad marnościami«. No i mam, z pamięci, bez zaglądania: »Widziałem sługi na koniach i królów idących za nimi jak sługi…«”.
Naprawdę? Tak postrzegasz sytuację po wyborach? Sądzisz, że Twoim przedstawicielom – i zapewne także ich stronnikom, a więc i Tobie – przysługują królewskie insygnia oraz miejsca w siodle, a reprezentanci opozycji i ich zwolennicy to sługi, które winny kornie, pieszo, pewno boso ciągnąć się w ogonie, tymczasem – cóż za bezczelność! – dosiadły rumaków? I nie czujesz żadnego dyskomfortu, zaliczając do owych sług wielu swoich dawnych przyjaciół? Opozycja to nie ciemna, odrażająca masa. To konkretni ludzie, np. Tomek, Agnieszka, Wojtek, Kalina, Krzysztof i Danusia, wreszcie ja – my, którzy czytamy zarówno Twój felieton, jak i wpisaną weń intencję, by nas zdyskredytować i upokorzyć. Dobrze się czujesz, wykorzystując swój status znanego artysty po to, by poniewierać ludźmi, w tym dawnymi kolegami?
Każde z nas ma prawo do swoich poglądów, rozpoznań i obaw. Ale nie do pogardy! Ona krzywdzi. Boli.
Piszesz: „Nigdy wcześniej nie uświadamiałem sobie przerażającej, pasywnej potęgi tej połowy Polski, która nigdy nie uczestniczyła w żadnych wyborach. Która milczy, a czasem tylko złowrogo pomrukuje”. A nie przyszło Ci przypadkiem do głowy, że w tej „połowie Polski” jest mrowie poniżonych, zrozpaczonych ludzi, którzy nie głosują, bo nie mają żadnej nadziei, że ich głos cokolwiek znaczy dla Twoich „królów”?
Piszesz: „Ta zmora trwa. Religia smoleńska, która wybuchnie teraz z całą mocą”. Religia smoleńska? Tak nazywasz pielęgnowanie pamięci o tragicznie zmarłych oraz żądanie rzetelnego śledztwa, prowadzonego według standardów cywilizowanego świata, wśród których badanie wraku rozbitego samolotu jest wymogiem elementarnym?! Tak zbywasz traumę rodzin, które opłakując najbliższych, nie wiedzą, czy to rzeczywiście ich szczątki leżą w rodzinnym grobie, a jeśli nawet – to czy nie zostały bestialsko sprofanowane śmieciami zaszytymi w kochanych ciałach podczas rosyjskiej pseudosekcji?
Objawiasz czytelnikom „uwielbienie dla temperamentu” swojej żony, która dowiedziawszy się o zwycięstwie Dudy, „trzasnęła drzwiami”. A wyobraziłeś sobie – jako reżyser jesteś przecież kreatorem wyobraźni – jak byś się czuł, gdyby to ona zginęła pod Smoleńskiem, a Ty nie wiedziałbyś, gdzie jest pochowana, albo był świadom, że fragmenty jej ciała wciąż tkwią w tamtejszym błocie, zalane betonem nowo zbudowanej drogi?
Co się stało z Twoim sercem, Piotrze? Zastygło w kamień? Co się stało z naszą klasą? Z nami wszystkimi? Jak do tego doszło, że skłonni jesteśmy – my, niegdysiejsi przyjaciele – upodlać się i znieważać bez skrupułów?