Polska zdziecinniała
Przeglądając prasę, trudno się oprzeć konfuzji. Widmo nadciągającej wojny zadomowiło się już na stałe na szpaltach pism. Trwa kampania prezydencka.
Z okładki ostatniego „Newsweeka” Putin złowrogo spogląda ponad czerwonym napisem: „Będzie wojna?” Owszem – czytamy w środku – bardzo prawdopodobne: „Putin może sprowokować lokalny konflikt, by sprawdzić solidarność NATO”. Na ideowych antypodach, tj. na łamach tygodnika „wSieci”, Grzegorz Kostrzewa-Zorbas rozważa „trzy warianty konfliktu militarnego Rosji z NATO w naszej części Europy”, czyli scenariusze wojny jądrowej, hybrydowej i konwencjonalnej.
Ucieczka do Nibylandii
Tymczasem walka o najwyższy urząd w kraju toczy się w aurze krotochwilnej: głowa państwa ukazuje się na wzruszających zdjęciach z małym cielaczkiem, ze staruszkami, z dziećmi… Trwają spory o prompter, o copyright na wyborcze banały w rodzaju „rodzina, gospodarka, bezpieczeństwo”, przytacza się wątpliwej wiarygodności plotki o animozjach wewnątrz sztabów wyborczych. Uporczywe wezwania Andrzeja Dudy do przedwyborczej debaty odbijają się niczym groch od ściany Kancelarii Prezydenckiej. Nie zyskują poparcia w mediach, choć przecież one powinny być debatą najbardziej zainteresowane. Wolą jednak lżejsze tematy. Kampania grzęźnie w rodzajowych obrazkach, połajankach, dowcipach. Polska zdziecinniała z kretesem i za nic nie chce dorosnąć.
Nawet zdolny do głębszego namysłu tygodnik „Do Rzeczy” w ostatnim numerze roztrząsa krajowe problemy przez pryzmat… serialu „Ranczo”. Cezary Żak, odtwórca dwóch głównych ról, powiada tam: „W czasach PRL aktorzy uważali, że jeśli będą grali »Kordiana« czy »Dziady«, to powiedzą ludziom więcej, niż chcieli powiedzieć Słowacki lub Mickiewicz. Jeśli społeczeństwo było mądrzejsze, a było, to wyciągało istotne wątki. Dzisiaj tak nie jest. Mamy rozrywkę dla rozrywki. Naszym, artystów, zadaniem jest to, aby była na najwyższym poziomie. […] Pokazujemy bajkę w dobrym guście, do tego dobrze podaną”.
No właśnie. Bajki są oczywiście potrzebne, nawet dorosłym, źle jednak, gdy zastępują rzeczywistość. Infotaintment zamiast rzetelnej analizy politycznej, fikcja serialu zamiast przyziemnych realiów, rozrywka zamiast sztuki. Tę gremialną ucieczkę do Nibylandii tłumaczy się z reguły oczekiwaniami publiczności. Jednakowoż twierdzenie, jakoby kiedyś „społeczeństwo było mądrzejsze”, trudno udowodnić. A może wydawało się mądrzejsze, bo autorzy i artyści byli ambitniejsi? Nie schlebiali tak pokornie gawiedzi, potrafili zaproponować dojrzałą refleksję, a nie tylko przyjemną zabawę?
„Romans z Polską”
Ta dojrzała refleksja obecna jest jednak w polskiej kulturze także i dzisiaj, tyle że prowadzi się ją z dala od medialnego targowiska próżności, w niszowych pismach i wydawnictwach, zatem niełatwo ją dosłyszeć w informacyjnym i artystycznym jazgocie. Dlatego bezcenni są przewodnicy, którzy czytelnikom, złaknionym pożywnej umysłowej strawy, wskazują publikacje warte uwagi, istotne, ważkie. Tacy jak Maciej Urbanowski, który w ubiegłym roku wydał w Arcanach książkę pt. „Romans z Polską”. Zawiera ona jego teksty krytyczne z lat 2007
–2012, ogłaszane w różnych czasopismach, układające się jednak w przemyślaną całość, po trosze za sprawą starannego wyboru, a po trosze skutkiem intelektualnej konsekwencji, z jaką autor na przestrzeni lat dobierał i komentował swoje lektury.
Interesował się przeważnie polską literaturą współczesną – prozą, poezją, eseistyką i publicystyką literacką, także epistolografią – zanurzoną w ojczystej tradycji i nieobojętną wobec dyktowanych przez nią narodowych i społecznych powinności pisarza. Urbanowski najchętniej przyglądał się twórcom, którzy podejmowali pałeczkę w sztafecie pokoleń, kontynuowali etos obywatelski naszej literatury w trosce o teraźniejszy los Rzeczypospolitej oraz duchową kondycję jej mieszkańców. I którzy traktowali to zadanie z powagą.
Tęsknota za powagą, za tonacją serio powraca po wielekroć na stronicach książki, której autor, na marginesie „Godota i jego cienia” Antoniego Libery, notuje: „Mnie się ta powaga, a nawet patos podobają. Pokazują styl odbioru sztuki coraz rzadszy w dzisiejszych rozchichotanych czasach, w których sztukę traktuje się jako rzecz nieważną i niepoważną”. Omawiając twórczość posmoleńską, pisze: „Warto też mieć nadzieję, że wartości i tematy, jakie wniosła ona ostatnio do polskiej poezji, takie jak powaga, patos, patriotyzm, historiozoficzność, pozostaną w niej na dłużej”. Z kolei pochylając się nad powieściami Bronisława Wildsteina, zauważa, że pisarz „potrafi fascynująco pokazać nieludyczną, poważną, tragiczną stronę historii”.
Urbanowskiemu chodzi zresztą nie tylko o perspektywę narodową czy dziejową. Także – o dojrzałą refleksję egzystencjalną, o świadomość eschatologiczną. Dobitnie akcentuje to w recenzjach tomików Stanisława Chyczyńskiego, Krzysztofa Koehlera czy Kazimierza Nowosielskiego. Z pasją broni tłumionego przez prześmiewców wysiłku poetów, by dramat polskiej historii umieścić w porządku metafizycznym. Dlatego odrzuca szyderczy ton Andrzeja Horubały w jego rozprawie z „De profundis” Wojciecha Wencla: „Jakimż zresztą nieporozumieniem jest czytanie »De profundis« jako demonstracji epigońskiego do kwadratu patriotyzmu w trupim pyle! Na miłość boską, przecież to jest poezja nagrobna, żałobna, elegijna! To treny, poezja funeralna, poetycki apel poległych, a nie fraszki i oceniajmy je właściwą miarą. Czy Horubała […] nie widzi, że tak intensywny w tym tomie gest patrzenia ma wymiar duchowy? […] Że wzruszenie budzi w poecie kruchość – ludzi, jednostek, Polaków, narodów?”. Tę namiętną polemikę Urbanowski tytułuje cytatem z powieści samego Horubały: „Nie obśmiewać!”.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"