Obserwując postawę Angeli Merkel w związku z sytuacją na Ukrainie, warto zwrócić uwagę na to, jak jest ona odbierana w głównych niemieckich mediach. Z analizy niemieckiego korespondenta portalu niezalezna.pl wynika, że niemieckie media w pełni popierają działania kanclerz Merkel wobec ukraińskiego kryzysu. Co niezwykle istotne, niemieckie media w ogóle nie używają określeń „wojna”, we wszystkich publikacjach można natrafić jedynie na słowo „kryzys” - brzmi ono przecież mniej groźnie.
Hamburski „Der Spiegel” chwali kanclerz oraz Steinmeiera za ich mądrą „wschodnią dyplomację”, która z jednej strony jak w Berlinie próbuje rozwiązać konflikt, a z drugiej jak Merkel w Rydze, czy później w Kijowie umiejętnie uspakaja państwa z byłego bloku wschodniego. Taki stan rzeczy podoba się raczej wszystkim Niemcom.
Monachijski „Sueddeutsche Zeitung” także wspiera niemiecką koncepcję szukania dialogu pisząc, że na razie wcale nie zanosi się na to, aby Moskwa miała atakować kraje bałtyckie, więc ewentualne rozlokowanie tam wojsk natowskich będzie prowokacją wobec Rosji i zaostrzy konflikt. Zdaniem tej gazety NATO powinno dać Moskwie jasny sygnał, że kraje bałtyckie nigdy nie będą strefą buforową.
Renomowany dziennik gospodarczy „Wirtschaft Woche” umieścił natomiast komentarz jednego z większych niemieckich przemysłowców Wolfganga Gruppa, który twierdzi, że to nie Moskwa prowokuje kraje Zachodu, lecz Zachód prowokuje rosyjskiego prezydenta. „Każdego dnia zauważamy w zachodniej prasie, w mediach elektronicznych jak skrupulatnie buduje się nieufność do Władimira Putina” – stwierdził Grupp, dodając, że wobec Rosji i jej przywódcy Zachód niepotrzebnie tworzy negatywny wizerunek.
W podobnym tonie wypowiada się wielu niemieckich biznesmenów, ale także ekspertów i polityków. Najnowszy „Der Spiegel-online” publikuje wywiad z rosyjskim ekspertem ds. międzynarodowych Fiodorowem Lukjanowem, który uznał, że berlińskie rozmowy nie przyniosły efektu, bowiem nie spełniono kilku podstawowych rosyjskich postulatów, mianowicie m.in. tego, aby „Wschodnia Ukraina otrzymała status autonomii”, aby „separatyści zostali zaproszeni do rozmów”, oraz aby zapewniono, że „Ukraina nigdy nie wejdzie do NATO”. Oczywiście rosyjski ekspert stwierdza, że dla Rosji kwestia Krymu jest już przesądzona i nie podlega żadnym negocjacjom. Lukjanow podkreśla, że jeśli Zachód spełni warunki Rosji, ta nie zaatakuje Ukrainy, jeżeli jednak negocjacje nie dadzą nic, to „czeka nas wojna do całkowitego zniszczenia kraju”.
Berlin zakazuje drażnić niedźwiedzia
Przy okazji kryzysu ukraińskiego „Frankfurter Algemeine Zeitung” znalazł powód do zaatakowania Radosława Sikorskiego i całego polskiego rządu, za rezygnację z organizacji roku kultury rosyjskiej w Polsce. Przypomnijmy, że w podobnej sytuacji Niemcy nie zrezygnowały z organizacji roku języka niemieckiego i niemieckiej kultury w Rosji, ani roku rosyjskiej kultury w Niemczech. „Frankfurter Algemeine Zeitung” stwierdza wprost, że polski bojkot nie przyniesie nikomu żadnych korzyści. Komentator dziennika w dość specyficzny sposób krytykuje postawę polskiego ministra spraw zagranicznych za bojkot imprezy.
„Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który w zasadzie w swoim postępowaniu wyraźnie wzoruje się na niemieckiej polityce, tym razem pomimo tego postanowił odwołać Rok Kultury Rosyjskiej w Polsce” - czytamy na łamach „Frankfurter Algemeine Zeitung”
Niemieckojęzyczna prasa nie chce drażnić Putina i krytykuje wszystko, co może do tego prowadzić. Pod ostrze niemieckiej krytyki dostała się także polska parada wojskowa w Warszawie z okazji Święta Wojska Polskiego, którą nazwano „niepotrzebnym napinaniem muskułów”. Nie ulega wątpliwości, że dążenie przez Niemcy do dialogu z Moskwą za wszelką cenę, jedynie napędza wojenną spiralę, bowiem jasno daje Putinowi do zrozumienia, że dopóki decyduje Berlin on może się posunąć praktycznie do wszystkiego.