Wigilijna... siekiera i łańcuch
W swoich rodzinach mamy wiele zaskakujących przesądów, których przestrzeganie w Wigilię ma zapewnić powodzenie w nadchodzącym roku. Na przykład niektórzy są przekonani, że w Wigilię nie wolno wyrzucać śmieci, by nie wyrzucić dostatku, nie należy niczego nikomu pożyczać, przeciwnie – lepiej pożyczyć coś od kogoś, by dobra zaczęły do nas napływać. Natomiast niektórzy mieszkańcy Podhala na Wigilię pod stół kładą siekierę lub lemiesz od pługa. Ma to zwiastować w rodzinie spokój, dobre zdrowie „jak to wykute żelazo” i dobrostan fizyczny.
Dawniej po siekierę w Wigilię sięgało się również na Mazowszu. Po wieczerzy wigilijnej gospodarze wybiegali z siekierami do sadu straszyć wycięciem drzewa, które w ostatnim roku nie owocowały. Przed tym zmasowanym atakiem bronili je pozostali domownicy. W podobnie prowokacyjny sposób traktowano wigilijny stół – aby przywołać dostatek, pętano jego nogi łańcuchem.
- tłumaczy antropolog i etnolog z Uniwersytetu Warzawskiego, dr hab. Zuzanna Grębecka.
Skąd na polskie stoły przypłynął karp?
Karp od wieków jest tradycyjnym królem wigilijnych stołów w Polsce? Nic bardziej mylnego. Spożywanie karpia w Wigilię to nowy zwyczaj, który upowszechnił się w Polsce dopiero po 1945 roku! Karp jako ryba świąteczna „przypłynął” do Polski – przez Małopolskę – z Austrii, z zaborem austro-węgierskim. Upowszechnił się dopiero w czasie PRL, za sprawą... Józefa Cyrankiewicza i jego ministra.
W okresie powojennej biedy, łatwa i stosunkowo tania hodowla karpia okazała się dużym atutem. Aby wskazywać na dbałość państwa o świąteczne potrzeby rodaków, propaganda wylansowała hasło „Karp na każdym wigilijnym stole. Jego głównym orędownikiem był ówczesny minister gospodarki Hilary Minc, na którego polecenie zwiększono hodowlę karpia – i tak został powszechnie uznany za główną rybę wigilijną oraz podstawę świątecznego jadłospisu.
- tłumaczy ekspertka.
Zupa z konopi
Wśród dań wigilijnych zaskakującą propozycję mają Ślązacy. Tu rzadko spotyka się rywalizację grzybowa vs. barszcz z uszkami – bo na wigilijnym stole króluje siemieniotka, zupa z nasion (siemienia) konopi z dodatkiem mleka, mąki i masła, podawana na słodko lub słono. Według ludowych wierzeń jej spożywanie ma chronić przed chorobami, szczególnie świerzbem i wrzodami.
Bez talerza dla zbłąkanego wędrowca
Śląskie święta od zawsze były bardzo rodzinne i skupiały się wokół świątecznego stołu. Tradycja nie pozwalała, by w czasie Wigilii opuścić bliskich – wyjść z domu czy nawet wstać od stołu! Nie istniał tu więc wigilijny zwyczaj stawiania talerza dla zbłąkanego wędrowca. Takich nie było, bo nie należało nigdzie wychodzić, a nawet jeśli taki niespodziewany gość zapukałby do naszych drzwi – nie miałby mu kto otworzyć!
Co ciekawe, na wschodzie Polski dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole nie było przeznaczone dla wędrowca. Stawiano je dla przodka, zmarłej osoby, która – jak wierzono – powraca do domostwa w święta. Z tego powodu również zanim usiadło się na krześle trzeba było „zdmuchnąć duszę” niewidzialnego przybysza i nie używać nożyczek, by go nie skaleczyć.
Magiczna kutia na… suficie
Mak pojawiał się na wigilijnych stołach wielu regionów Polski. Kiedyś nie spożywano go na co dzień – miał znaczenie magiczne, łączące z zaświatami. Pojawiał się w potrawach w czasie zadusznym, kiedy – jak wierzono – zmarli mogą się kontaktować z żywymi. Podobnie odbierano okres Bożego Narodzenia – tradycja mówi, że w tym czasie żywym towarzyszą dusze zmarłych bliskich.
Tę symbolikę wyraża królowa świątecznego stołu we Wschodniej Polsce – kutia, sporządzana z maku, pszenicy i miodu. Liczność ziaren maku łączono z wielością napływających w przyszłości dóbr, pszenica symbolizowała urodzaj, a słodki miód dobrobyt.
Ze skojarzenia kutii z dostatkiem zrodził się zaskakujący zwyczaj – rzucania kutią o sufit. Jeśli przylepiła się do niego, w nadchodzącym roku mieliśmy zapewniony urodzaj i dobrobyt.
Święta bez choinki
Wielu z nas może być zaskoczonych, że tradycja stawiania choinki upowszechniła się w naszym kraju dopiero po I wojnie światowej. Wcześniej była ona często postrzegana jako tradycja niepolska, a choinkę nazywano „niemieckim drzewkiem”. Jednak w polskich domach na wschodzie i w centrum kraju nie brakowało akcentów z zielonych przez cały rok iglaków. Pod sufitem nad stołem lub nad drzwiami wieszano podłaźnik, zwany też podłaźniczką – gałązki sosny, świerku, czasem też jabłoni lub wiśni, albo czubek małej choinki. Zdobiono je jabłkami, orzechami, pierniczkami i innymi ozdobami. Jaka była symbolika podłaźników?
Zielone mimo zimy gałązki symbolizowały witalność i zwycięstwo życia nad śmiercią. Podłaźniki, podobnie jak dzisiejsza choinka, miały wpływać pozytywnie na siły fizyczne domowników i trzody. Te wiszące nad stołem miały szczególnie chronić od nieszczęść, przynosić zgodę i miłość w rodzinie, a pannom na wydaniu szybkie zamążpójście.
- tłumaczy dr hab. Zuzanna Grębecka.