Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Lifestyle

Kościół mecenasem sztuki. 500-letnia relikwia pędzlem współczesnego artysty

Muzeum Archidiecezji Warszawskiej powiększyło swoją kolekcję o nowy eksponat - obraz autorstwa Ignacego Czwartosa. Współczesny krakowski malarz, znany z cykli o Żołnierzach Wyklętych, dostał zlecenie kościoła na wykonanie obrazu jednej z największych relikwii kościelnych na Mazowszu - Krzyża Baryczkowa. O historii tej 500-letniej rzeźby i jej nowopowstałej podobiźnie na płótnie portal Niezalezna.pl rozmawia z wicedyrektorem placówki muzealnej dr. Piotrem Bernatowiczem.

Autor: Olga Alehno

W Muzeum Archidiecezji Warszawskiej zawisł właśnie obraz współczesnego krakowskiego malarza Ignacego Czwartosa, przedstawiający Krzyż Baryczków – relikwię rzeźbę, która w tym roku obchodzi 500-lecie swojej obecności w bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie.

Obraz dopiero co ukończono, właściwie on jeszcze schnie. Inicjatorem jego powstania jest biskup warszawski ksiądz prof. Michał Janocha. Specjalnie na użytek tego zamówienia została wykonana dokumentacja fotograficzna. Artysta pracował nad nim przez kilka miesięcy, dbając o każdy szczegół, ponieważ to nie jest malarstwo impresjonistyczne, lecz bardziej wierne wobec przedmiotu, oddające wszystkie detale i szczegóły.

W ten sposób powstała wersja malowana rzeźby zwanej Krzyżem Baryczków, wykonanej w Norymberdze, w warsztacie bliskim warsztatowi Wita Stwosza. Zgodnie z przekazem figura Chrystusa została uratowana przed spaleniem przez protestanckich ikonoklastów, a następnie sprowadzona do Warszawy w 1525 r. przez rajcę warszawskiego Jerzego Baryczkę.

Tak krzyż trafił do ówczesnego Kościoła Kolegiackiego, później Katedry Warszawskiej. I można bez wahania powiedzieć, że dziś Krzyż Baryczków jest jednym z najważniejszych obiektów sakralnej sztuki w kościołach na Mazowszu. Modlili się przed nim zwykli mieszczanie oraz polscy królowie, począwszy od Zygmunta III. W tym roku obchodzimy 500-lecie cudownego przetrwania tej relikwii i uroczystości rozpoczęły się w Wielkanoc.
Warszawa była wielokrotnie oblegana, niszczona. Katedra ulegała zawaleniu, spaleniu w czasie Powstania Warszawskiego. Mimo to krzyż przetrwał do naszych czasów. I jest jednym z niewielu obiektów sztuki sakralnej, które ocalały pożogę. To cud.

Wicedyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej dr Piotr Bernatowicz Olga Alehno / Niezalezna.pl

Czy miejsce, w którym w pomieszczeniach muzeum zawisł obraz Krzyża Baryczkowa, też ma swoje znaczenie?

Ponieważ umieszczona została w dawnym ganku nad ulicą Dziekania, wersja malarska rzeźby zawisła w dosyć ważnym miejscu z perspektywy wyżej wspomnianego Zygmunta III. W 1620 r. doszło do nieudanej próby zamachu na króla, gdy ten wraz ze swoją świtą udawał się na mszę św. do Kolegiaty. By król nie był narażony na potencjalne następne ataki, zbudowano specjalne ganki, które łączyły Zamek Królewski z kościołem. Jeden z nich znajdował się nad ulicą Dziekańska, która łączy Pałac Dziekański, dziś Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, z Katedrą Warszawską. Wcześniej tu było otwarte przejście do prezbiterium, zaś dziś jest ono zamurowane. I właśnie w tym dawnym ganku umieściliśmy obraz Ignacego Czwartosa.

Z uwagi na to, że zarówno katedra jak i Pałac Dziekański zostały zrekonstruowane po wojnie, jest to wszystko bardziej symboliczne niż rzeczywiste, ale można powiedzieć, że obraz wisi w miejscu, w którym zasiadał król Zygmunt III, uczestniczący w sprawowanej mszy świętej.

Zwiedzając Muzeum Archidiecezji Warszawskiej i oglądając obraz – czemu się warto przejrzeć?

Warto zwrócić uwagę na takie szczegóły, które często umykają, kiedy się patrzy na sam umieszczony w ołtarzu Krzyż Baryczków, a więc w pewnym oddaleniu. Np. krew ściekająca z ran Chrystusa, jest ona wyraźnie przedstawiona w wersji malarskiej, zaś na rzeźbie jest jakby mniej widoczna z uwagi na przestrzenny modelunek. Także wartym przejrzenia się z bliska elementem są nabrzmiał żyły w dolnych partiach nóg Chrystusa, czy przedramionach.
Gdybyśmy jeszcze bliżej podeszli do pracy, to naszą uwagę przykują otwarte oczy Zbawiciela. To jest ważny szczegół. O ile ściekająca krew i nabrzmiałe żyły świadczą o naturalizmie przedstawienia, o tyle otwarte oczy wskazują, że mamy do czynienia jednak z przestawieniem nie tylko ukazującym konkretny moment agonii, ale całą prawdę o ukrzyżowaniu. Bo Chrystus, mimo śmierci na krzyżu, mimo swoich ran, przekłutego boku, zmartwychwstał i żyje. W tym autor rzeźby z Warszawskiej Katedry odwołuje się do tradycji przedstawień krzyży triumfalnych, popularnych we wczesnym średniowieczu. Wtedy było trudno sobie wyobrazić Chrystusa na krzyżu jako martwego człowieka. Ponieważ jest to Bóg, który nie umiera. To podejście spowodowało wykształcenie się motywu krzyża triumfalnego, kiedy to Zbawiciel jest rozpięty na krzyżu, ma wszelkie oznaki cierpienia na krzyżu. Natomiast jednocześnie ma otwarte oczy, patrzące w stronę widza, wiernego, mówiące o tym, że Chrystus jest wciąż żywy, a krzyż jest nie tylko narzędziem męki, ale i jego tronem.

Z biegiem czasu, zwłaszcza pod wpływem religijności franciszkańskiej, w dojrzałym średniowieczu wykształciły się krucyfiksy wręcz przesadnie akcentujące cierpienie Zbawiciela, tzw. krucyfiksy mistyczne. Jednak w czasach przełomu XV-XVI w., kiedy w Norymberdze powstaje przyszły Krzyż Baryczków, powraca motyw Krzyża Triumfującego.

Choć w wersji bardziej realistycznej, naturalistycznej. M.in. do takiego postrzegania ukrzyżowania Syna Bożego nawiązuje urodzony w Norymberdze Wit Stwosz. Jego słynny krucyfiks w kościele mariackim w Krakowie właśnie jest wzorem tego późnośredniowiecznej czy może już wczesnorenesansowej wersji krzyża triumfalnego. I bliski takim przedstawieniom jest także nasz Krzyż Baryczków. Zaś Ignacy Czwartos w swoim obrazie to bardzo trafnie uwypuklił.

Obraz Ignacego Czwartosa Krzyż Baryczków Olga Alehno / Niezalezna.pl

Dlaczego namalowanie tego obrazu zostało zlecone właśnie Ignacemu Czwartosowi?

Czwartos umieszczał motyw krzyża w swoich dotychczasowych obrazach. W znanym cyklu, przedstawiającym Żołnierzy Wyklętych, też kilkakrotnie pojawia się postać Chrystusa na krzyżu. Ważnym obrazem Czwartosa, który miał być umieszczony w centralnym miejscu na Biennale Sztuki w Wenecji w 2024 r. miał być właśnie obraz z przedstawieniem krucyfiksu. Na wspomnianym dziele postaci ukrzyżowanego Chrystusa towarzyszył ksiądz Władysław Gurgacz (1914-1949), duszpasterz podziemia antykomunistycznego, który został 14 września 1949 r., w dniu Święta Podniesienia Krzyża, brutalnie zamordowany przez komunistów po pokazowym procesie w Krakowie. Niestety, ta wystawa została bezprecedensowo ocenzurowana przez ówczesnego Ministra Kultury, Bartłomieja Sienkiewicza.

Ignacy Czwartosy zatem umieszczał przedstawienie Ukrzyżowanego w swoich obrazach, a w tym przypadku poproszono go przedstawienie tego ważnego dla Warszawy i Polski Krzyża.

Wspomniany autor jest malarzem, który pracuje w Krakowie. Jego mistrzem jest Jerzy Nowosielski, z którego twórczości czerpie wiele, ale stworzył własny, unikalny język malarski, który łączy obrazowanie abstrakcyjne z obrazowaniem realistycznym. I często to rodzi efekt mistyczny, religijny. Nawet jeżeli artysta nie maluje obrazów religijnych. Bo to nie jest artysta, który maluje na co dzień na użytek kościoła. Raczej jest twórcą, który swoje prace prezentuje w galeriach. Lecz sporadycznie wykonuje także prace religijne.

Myślę, że biskupowi Janosze zależało by wykorzystać okazję, jaką jest 500-lecie krucyfiksu i zamówić obraz u artysty znanego, ale jednocześnie nie pozostającego w ścisłym związku z malarstwem religijnym, czy sakralnym. Uważam to za znakomity pomysł, nawiązujący do długiej tradycji kościoła, jako mecenasa, który zachęca i wciąga w obręb sztuki sakralnej ważnych i wybitnych artystów, by tak rzec, ze świata.

Chciałem zwrócić uwagę, że np. po II wojnie światowej, zwłaszcza we Francji, kościół zaczął zamawiać obrazy religijne u tak znanych twórców jak Pablo Picasso, Fernand Léger, czy Henri Matisse. Z kolei w Niemczech biskupi diecezji kolońskiej też sięgają po artystów, którzy wcale nie kojarzą się kościołem, a którzy są znanymi twórcami sztuki współczesnych, np. Gerharda Richtera, czy Georga Baselitza. Moim zdaniem jest to bardzo dobry kierunek, który w Polsce jest realizowany w ramach projektu „Namalować katolicyzm od nowa”, zainicjowanego i realizowanego przez filozofa, publicystę Dariusza Karłowicza. Myślę, że to nie tylko dobre i koniecznie dla Kościoła, ale i dla sztuki.
 

Autor: Olga Alehno

Źródło: Niezalezna.pl