Filip Chajzer wybrał się w podróż do Łodzi samochodem elektrycznym. Tuż za Warszawą zaplanował doładowanie pojazdu, ale - zo za pech! - żadna ładowarka nie działała. Na kolejnych stacjach odprawiano celebrytę z kwitkiem. W końcu musiał się poddać, bo dalej i tak by nie pojechał.
- Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie wam do głowy żeby kupić sobie samochód elektryczny, to palnijcie się w łeb, najlepiej czymś twardym i ciężkim - opowiada Chajzer na nagraniu, które trafiło do sieci.
To jest szósta ładowarka, na której próbuję naładować swój elektryczny samochód, dalej już nie pojadę, bo nie mam na czym, ta była ostatnia, to była ostatnia szansa. Jestem na autostradzie A2, to autostrada wolności, ja niestety wolny nie jestem. Znaczy, byłem przez chwilę wolny, teraz nie jadę już w ogóle.
– złorzeczył do telefonu.
Chajzer nie krył rozgoryczenia tym, co właśnie się wydarzyło, tym bardziej, że sam przyznał, iż mu się spieszy.
Na stacji MOL, na której ładowarka również była niedostępna, to stacja wcześniej przed Orlenem, pani mi powiedziała: "wie pan, panie Filipie, ta nasza ładowarka to taka kapryśna jest". Pytam co to znaczy, a pani na to, żeby jechać dalej, na Orlena. Jeśli jedziesz z Warszawy do Łodzi, to zaraz za Warszawą jest Orlenik, jeśli chcesz mieć pasażera na gapę, który jest ofiarą tego durnego, głupiego, beznadziejnego, idiotycznego wynalazku, to ja chętnie wsiądę, puszczę jakąś fajną muzę i miło pogadam.
– oznajmił.
Filip Chajzer "zachwala" pożyczony samochód elektryczny po tym jak utknął na trasie 😃 pic.twitter.com/aTPshiWAmX
— Janek 🇵🇱 (@jan_janek_) January 17, 2025