Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro krytycznie odniósł się do ataku kilku tysięcy swoich zwolenników, którzy wkroczyli na teren obiektów najwyższych organów władz państwowych przedzierając się przez policyjne kordony i demolując m.in. siedzibę Sądu Najwyższego. Polityk ocenił, że takie działania są niedemokratyczne i ich nie popiera. Głos w sprawie zabrał także prezydent USA Joe Biden. - Brazylijskie instytucje demokratyczne mają nasze pełne poparcie a wola narodu brazylijskiego nie może być kwestionowana - stwierdził.
W opublikowanych na Twitterze postach Bolsonaro stwierdził, że nie popiera tego rodzaju działań, gdyż są one niewłaściwe w warunkach demokracji.
- “Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule”
- napisał Bolsonaro.
Były szef państwa napisał też, że odrzuca “oskarżenia bez dowodów”, jakie w niedzielę wysunął prezydent Lula, zarzucając mu, że przyczynił się do inwazji na urzędy państwowe w Brasilii. -“Przez cały okres mojej kadencji zawsze przestrzegałem Konstytucji, szanując i broniąc praw, demokracji, przejrzystości i naszej świętej wolności” - podkreślił Bolsonaro.
Były prezydent nie wziął udziału w zaprzysiężeniu swojego konkurenta w październikowych wyborach Luiza Inacio Luli da Silva, który objął urząd 1 stycznia br. Prawicowy polityk od 30 grudnia przebywa w USA, dokąd udał się wraz z żoną i ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Zadeklarował, że “niebawem wróci do kraju”.
Część brazylijskich komentatorów twierdzi, że dyskrecja z jaką Bolsonaro zaplanował swój wyjazd z kraju może świadczyć o tym, że obawia się, iż po objęciu władzy przez administrację Luli stanie się celem prześladowań środowiska nowego, lewicowego prezydenta Brazylii.
3 listopada Bolsonaro uznał swoją porażkę w wyborach prezydenckich, a także wezwał swoich zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju. Część zwolenników prawicowego polityka jednak w dalszym ciągu organizuje protesty, twierdząc, że wygrana Luli niewielką przewagą to efekt oszustwa popełnionego podczas wyborów.
Na wydarzenia zareagował także prezydent USA Joe Biden, który skrytykował na Twitterze "atak na demokrację i pokojowe przekazanie władzy w Brazylii" i dodał, że oczekuje na współpracę z nowym prezydentem tego kraju Luizem Inacio Lulą da Silvą.
- "Potępiam atak na demokrację i na pokojowe przekazanie władzy w Brazylii. Brazylijskie instytucje demokratyczne mają nasze pełne poparcie a wola narodu brazylijskiego nie może być kwestionowana"
- napisał Biden na Twitterze. Wcześniej Biden określił sytuację w Brazylii jako "odrażającą".
Prezydent USA udaje się do stolicy Meksyku, gdzie weźmie udział w rozpoczynającym się w poniedziałek szczycie państw Ameryki Północnej.
Zdarzenia do których doszło w Brazylii doprowadziły już do pierwszych konsekwencji politycznych. Sędzia brazylijskiego Sądu Najwyższego Alexandre de Moraes postanowił w niedzielę późnym wieczorem zawiesić na okres 90 dni gubernatora stanu federalnego, w którym znajduje się stolica kraju Brasilia, Ibaneisa Rochę. Zarzucił mu zaniedbania w dziedzinie bezpieczeństwa.
Zdaniem de Moraesa Rocha dopuścił się zaniedbań, które umożliwiły niedzielny atak zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro na budynki mieszczące siedziby najwyższych władz w stolicy kraju Brasilii.
Wcześniej Rocha zdymisjonował sekretarza ds. bezpieczeństwa Andersona Torresa motywując to tym, że federalne służby bezpieczeństwa nie sprostały wyzwaniu, jakim było strzeżenie obiektów rządowych, parlamentu, pałacu prezydenckiego i Sądu Najwyższego.
Sędzia de Moraes zarządził także likwidację w ciągu 24 godzin obozów zwolenników Bolsonaro, które zorganizowali przed bazami wojskowymi w rejonie stolicy oraz odblokowanie wszystkich dróg i budynków.
Ponadto sędzia polecił platformom społecznościowym Facebook, Twitter i TikTok zablokowanie kont użytkowników "rozpowszechniających antydemokratyczną propagandę".
Funkcjonariusze służb bezpieczeństwa Brazylii ujęli w niedzielę 170 osób, które wdarły się do głównych urzędów państwowych w stolicy kraju Brasilii. Wśród intruzów dominowali radykalni zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro.
Z doniesień stołecznych mediów wynika, że większość uczestników szturmu na urzędy państwowe, po interwencji służb, wycofało się z rejonu Placu Trzech Władz (Praca dos Tres Poderes), gdzie znajduje się parlament, Sąd Najwyższy i siedziba prezydenta, a następnie rozpierzchła po ulicach Brasilii.