Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Wojskowy ekspert dla Niezalezna.pl: Z miesiąca na miesiąc Ukraińcy będą rośli w siłę

- Rosjanie nigdy dotąd nie ponieśli w tak krótkim czasie tak wielkich strat – mówi nam doktor habilitowany Adam Radomyski z Lotniczej Akademii Wojskowej. Te straty przekładają się aż na piętnaście miliardy dolarów. Tymczasem – dodaje nasz rozmówca –jeżeli deklaracje państw zachodnich będą dalej realizowane, to nie Rosjanie, ale Ukraińcy będą rośli w siłę,

Dsns.gov.ua, CC BY 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/4.0>, via Wikimedia Commons

Chciałbym z panem porozmawiać najpierw o sytuacji w przestrzeni powietrznej na Ukrainie. Bo z jednej strony słyszałem, że samoloty rosyjskie nie wlatują w obręb działania ukraińskich sił przeciwlotniczych. Z drugiej strony Rosjanie wciąż ostrzeliwują Ukrainę swoimi rakietami. Jak to więc wygląda? Ktoś ma przewagę na ukraińskim niebie?

Nikt nie ma tej przewagi. Rosjanie nadal jej nie uzyskali, mimo swoich działań. Natomiast - generalnie – „odpalają” swoje rakiety spoza strefy działań wojennych. Bo używają do tego też lotnictwa taktycznego. W szczególności lotnictwa bombowego dysponującego pociskami rakietowymi, które można wysłać nawet spoza Ukrainy. Z kilkuset kilometrów. Największa odległość, które mogą przebyć rakiety odpalane z bombowców strategicznych, to tysiąc kilometrów. A głównie chodzi właśnie o te rakiety i o obszar Morza Czarnego, znad którego  są one „odpalane”.

Widać przy tym zdecydowanie, że Rosjanie zmienili taktykę użycia lotnictwa. Wydaje mi się, że jest to pokłosie ich dużych strat w pierwszym i drugim etapie działań. Bo jak byśmy prześledzili liczby straconych samolotów i śmigłowców (już nie licząc bezzałogowych aparatów latających), to wynosiły one kilka, a w najbardziej newralgicznych dniach kilkanaście maszyn dziennie.

A teraz, gdy pan zbada i przeanalizuje straty, jeżeli chodzi o wojskowe śmigłowce i samoloty, to zobaczy pan jeden zniszczony samolot lub śmigłowiec na kilka dni, tydzień lub dwa tygodnie. Widać zmniejszenie strat. Nie chodzi jednak o to, że Rosjanie poprawili swoje działanie. Oni tylko zmienili taktykę, starając się unikać wchodzenia w bezpośrednią strefę oddziaływania rakietowych środków obrony przeciwlotniczej. 

A dochodzi jeszcze do bezpośrednich walk samolotowych?

Na początku wojny dochodziło. Były tego namacalne przykłady. Teraz już do nich nie dochodzi. Bo Ukraina też ma ograniczone możliwości użycia lotnictwa. Weźmy pod uwagę fakt, że duża część jej lotnictwa została jednak zniszczona lub uszkodzona. A ten sprzęt – głównie Su-22 i Migi-29, który zdołano przekazać Ukrainie - nie wystarczy.

Dlatego, że przewaga potencjału lotniczego zdecydowanie nadal jest po stronie Federacji Rosyjskiej.

Mimo tej przewagi Federacja Rosyjska wciąż jednak nie ma panowania w powietrzu! 

Nie ma panowania przede wszystkim dlatego, że od początku wojny zostały złamane wszelkie kanony i koncepcje użycia lotnictwa. Rosjanie nie użyli go zgodnie nawet ze swoją doktryną wojskową (bardzo zbieżną z doktryną amerykańską czy natowską) przewidującą to, że każde działania wojenne zaczynają się od zmasowanych uderzeń lotniczych. A podstawowymi elementami, które mają być atakowane w ramach tej fazy działań, są: lotniska, bazy lotnicze, systemy radiolokacyjne i systemy obrony powietrznej, głównie rakietowej. Rosjanie po prostu tego nie zrobili. Bo rozdrobnili swoje działania na kilku kierunkach. Nie skoncentrowali aktywności lotnictwa na jakichś określonych obiektach. Tak zwanych środkach ciężkości („centre of gravity”, jak mówią Amerykanie).

A rozdrobnienie działania lotnictwa na wiele, wiele celów spowodowało, że Rosjanie nie zdołali zdominować przestrzeni powietrznej. Reperkusje tego ciągną się po dziś dzień.

Ale to wynika przede wszystkim z błędów koncepcyjnych, czyli w ogóle z błędów użycia lotnictwa. Bo podkreślam: jeżeli przeanalizujemy doktrynalne zapisy użycia sił powietrznych Federacji Rosyjskiej, to widać, że gdyby na Ukrainie użyto rosyjskiego lotnictwa zgodnie z tą doktryną, to Rosjanie na dziewięćdziesiąt dziewięć procent opanowaliby ukraińską przestrzeń powietrzną. Natomiast popełnili w tym zakresie błędy, Nie wiem, z jakich przyczyn. Pewnie dowiemy się po jakimś czasie. Bo to jeszcze świeża sprawa. Ale generalnie, widać błędy, braki w koordynacji i planowaniu tej „operacji specjalnej” – jak nazwał swoją akcję prezydent Putin.

Brakowało więc przede wszystkim koordynacji, czyli połączoności. W NATO mówimy o tak zwanej „operacji połączonej”, czyli „join operation”. Na Ukrainie zaś nie było tej „operacji połączonej”. Bo w „operacji połączonej” lotnictwo powinno bardzo ściśle współdziałać z innymi komponentami: lądowym i morskim. Właśnie z punktu widzenia tworzenia dogodnej sytuacji w powietrzu niezbędnej do tego, żeby później z powodzeniem prowadzić działania na lądzie. Bo wtedy wojska lądowe mają swobodę, bezpieczeństwo, tak zwany parasol nad sobą. Tutaj go nie uzyskano i rosyjskie wojska zaczęły ponosić duże straty.

A czy można powiedzieć, że Rosjanie nauczyli się czegoś?

Powiem tak: nauczyli się. Bo wiadomo, każdy po jakimś czasie wyciąga wnioski z błędów. Tak samo i Rosjanie, którym oczywiście trudno było pogodzić się z tym, że muszą zmienić taktykę, ale zrobili to. Dlatego, że do tej pory w żadnym konflikcie zbrojnym wojska Federacji Rosyjskiej nie poniosły aż takich strat.

Możemy tutaj analizować skalę zaangażowania rosyjskich sił. Ale – powtórzę – Rosjanie nigdy nie ponieśli w tak krótkim czasie tak wielkich strat. A to są potężne pieniądze!

Bo te straty przekładają się na miliardy dolarów.

Pod koniec maja zrobiłem taką kalkulację: jeśli przyjmiemy, że jeden samolot wojskowy średnio kosztuje około 15-20 milionów dolarów (nowsze maszyny kosztują więcej; starszego typu troszkę mniej), to wychodzi, że same straty w lotnictwie (zarówno śmigłowców, jak i samolotów) przekroczyły 11 mld dolarów. W samym lotnictwie! To są potężne straty.

Bo lotnictwo i systemy obrony powietrznej są bardzo drogie. Na przykład rosyjski śmigłowiec K-52 to bardzo nowoczesna i droga maszyna. Tak samo jak Su-34. A w tych swoich kalkulacjach w ogóle nie wziąłem pod uwagę skrzydlatych rakiet typu - na przykład - „Kalibr”. Albo innych pocisków rakietowych, które też są drogie. Nie liczyłem też bezzałogowych systemów powietrznych.

Jakbyśmy więc jeszcze doliczyli te inne elementy wchodzące w strukturę lotniczych środków rażenia, to koszt sięgnąłby jeszcze więcej: około 15 mld dolarów. Już nie mówiąc o tym, jakie straty są na lądzie: w sprzęcie i w innych komponentach.

Dlatego już dla samego lotnictwa Rosjanie musieli wyciągnąć odpowiednie wnioski. Bo jeżeli przyjmiemy (a takie są moje szacunki), że na początku mieli 520 typowych śmigłowców bojowych, a stracili prawie 200, to widać, że nawet z punktu widzenia współczynnika procentowego te straty są bardzo duże.

Samolotów z kolei Rosjanie utracili prawie 300. A ocenia się, że w pełni sprawnych samolotów, zdolnych do działań bojowych, mieli od 1200 do 1500. A więc tu też mamy spory współczynnik procentowy strat.

Rosjanie więc po prostu musieli to zrobić: zmienić taktykę używania lotnictwa. Po to, żeby zredukować straty. Dlatego, że te straty były bardzo duże! Bardzo duże z punktu widzenia posiadanego przez nich potencjału, który cały czas się wyczerpuje!

Zgodzę się tu z opinią jednego z ekspertów amerykańskich lub brytyjskich, który wskazał, że jeżeli będzie zachowana obecna intensywność użycia lotniczych środków rażenia (w tym rakiet), to do końca roku Rosjanom po prostu zabraknie tych środków rażenia. Taka jest prawda!

Ale przecież pod względem wojskowym Rosjanie używają rakiet w sposób zupełnie bezsensowny: zrzucają je na szkoły, parki…

Nie ulega wątpliwości, że jest to pogwałcenie wszelkich konwencji prowadzenia działań wojennych, czyli prawa humanitarnego. Bo szpitale czy szkoły to obiekty typowo cywilne, niemające żadnego znaczenia wojskowego. A jeśli ktoś z premedytacją atakuje je, lub uderza w centrum miasta albo niszczy uniwersytety - jak w Mikołajowie, to jest to przede wszystkim akt terroru!

Ale jeżeli już niedługo Rosjanom zabraknie rakiet, to po co niszczą obiekty, które nic im nie dają wojskowo? Marnują tylko rakiety, a Ukraińcy mają mniej wyniszczaną armię…

Od wieku wieków Rosjanie mają pewną filozofię. Zresztą ona nie jest też obca innym państwom. Choć może nie na taką skalę. Chodzi o tak zwane „oddziaływanie psychologiczne na ludność cywilną”.

Rosjanie biorą pod uwagę fakt, że duch ukraiński, czyli wola walki społeczeństwa ukraińskiego, nie maleje, a wręcz przeciwnie: coraz bardziej się umacnia. I swoimi atakami chcą wpłynąć na osłabienie tego morale ludności cywilnej. To są działania, które zgodnie ze swoimi założeniami doktrynalnymi mają - kolokwialnie mówiąc - „zmiękczyć”, osłabić wolę walki ukraińskiego społeczeństwa. Co później przełoży się na presję społeczeństwa wobec władzy, od której będzie się domagało zakończenia konfliktu zbrojnego. Z powodu dużych strat!

A z drugiej strony Rosjanie po prostu chcą zniszczyć to państwo, czyli Ukrainę. Bo weźmy pod uwagę to, że oni równają z ziemią każdą miejscowość, która leży na kierunku działań bojowych. Tymczasem niech pan „weźmie na logikę”: jeżeli Rosjanie chcą tam sprawować władzę, to co oni później zrobią na terenie, który jest kompletnie zniszczony? 80-90 proc. infrastruktury jest zniszczona! Łącznie z mostami, drogami, już nie mówiąc o budynkach. Widać, że - tak prawdę mówiąc - nie zależy im nawet na przychylności ludności rosyjskojęzycznej, bo ona też ginie.

Dla mnie to jest kompletnie bez sensu! Dlatego, że jeżeli Putin i jego poplecznicy zakładali, że zajmą te tereny, to w takim razie po co niszczyć infrastrukturę, która później i tak będzie musiała zostać odbudowana, jeżeli zdobyte obszary zostaną pod władzą (jurysdykcją) rosyjską? Na przykład w formie samozwańczych republik!

Załóżmy, że dochodzi do zawarcia pokoju i - na przykład - cały Donbas zostaje w rękach Rosji. Przecież wtedy Rosjanie, żeby owe regiony wróciły do jakiegokolwiek życia, muszą zainwestować potężne pieniądze w odbudowę tego wszystkiego.

Tak więc z punktu widzenia opanowania terenu i później panowania nad nim, nie potrafię zrozumieć i uzasadnić obecnych zniszczeń infrastruktury. Powtórzę: dla mnie to jest po prostu bezsensowne! Jedyne wytłumaczenie stanowi wspomniane już wcześniej oddziaływanie psychologiczne i osłabienie woli walki Ukraińców. To jest element, który uważam za zasadniczy.

Ale przecież widać, że Ukraińcy nie poddają się i rosyjskie ataki na cywilów tylko wzmacniają wolę walki!

I właśnie dlatego Rosjanie chcą bardziej spotęgować swoje oddziaływanie. Widocznie uznali, że jest ono jeszcze za małe. Bo oddziaływanie psychologiczne rozkłada się w czasie. Ze strony Rosjan wychodzi się z następującej koncepcji: im dłużej ludność cywilna jest nękana, tym szybciej przyjdzie taki moment krytyczny, kiedy presja społeczeństwa odwróci się i wywrze ono na władze ukraińskie tak silny napór, że wymusi na nich jak najszybsze zakończenie konfliktu. I wydaje mi się, że tu jest główny cel tego wszystkiego.

Chciałbym jeszcze wrócić do sprawy rakiet. Czytałem omówienie wspomnianej przez Pana ekspertyzy, zgodnie z którą do końca roku Rosjanom mają się skończyć nawet stare rakiety. I mam następujące pytanie: czy według Pana Rosjanie są w stanie odtworzyć swój potencjał rakiet i samolotów, a może nawet czołgów?

Nie! Wydaje mi się, że nie są w stanie go odtworzyć w bieżącym procesie zużycia. Oczywiście mogliby tego dokonać w ciągu kilku lat. Ale tylko wtedy, gdyby zakończyły się działania wojenne. Natomiast przy obecnych zużyciu i rotacji środków bojowych, oraz biorąc pod uwagę ograniczenia dostępu do - na przykład - podzespołów, wydaje się, że możliwości rosyjskiego przemysłu produkcji amunicji i uzbrojenia znacznie spadły. W niektórych fabrykach w ogóle pozamykano te wydziały, które do tej pory produkowały uzbrojenie. Bo brak podzespołów i innych elementów, które były w dużej części importowane z państw zachodnich, spowodował, że możliwości produkcji zbrojeniowej oraz ich realizacja są bardzo ograniczone. I te ograniczenia będą się jeszcze bardziej pogłębiały.

Chociaż trzeba zwrócić uwagę na cwane działanie, które podjął niedawno Putin, podpisując dekret o tym, że z punktu widzenia funkcjonowania państwa oraz gospodarki Rosja de facto przeszła na czas wojny. To generalnie daje mu kilka alternatyw.

Między innymi podporządkowanie sobie działalności wszystkich podmiotów gospodarczych. W tym - między innymi - tych zakładów produkcyjnych, które do tej pory nie zajmowały się działalnością typowo militarną. Bo w pierwszej kolejności w tym dekrecie chodzi o to, że jeśli będzie taka potrzeba, fabryki mają cały swój wysiłek produkcyjny ukierunkować na potrzeby sił zbrojnych. Włącznie z tym, że wtedy ich pracownicy będą mogli pracować w nocy, w weekendy oraz w wolne dni.

Dekret Putina wskazuje na systemowe przechodzenie państwa (i w ogóle gospodarki) na funkcjonowanie w czasie wojny. Jest to pewne rozwiązanie. Widać, że Rosjanie szukają ewentualnego zwiększenia swoich możliwości. Ale czy im się to uda, to na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć!

Idźmy dalej: pewien dziennikarz z Onetu stwierdził, że Rosjanie mają wielki kompleks zbrojeniowy po Związku Sowieckim. W tych fabrykach ludzie będą pracować po trzy zmiany, dzięki czemu wyprodukują tak ogromną ilość sprzętu, że zaleją nim Ukrainę! Nawet jeśli będzie to sprzęt prymitywny.

Absolutnie się z tym nie zgadzam. Nie są w stanie tego zrobić. A oprócz tego nie wiadomo, jak ludzie zareagują. Wydaje mi się, że ta reakcja nie będzie taka pozytywna, jeżeli chodzi o system pracy czy wymagań w stosunku do poszczególnych grup społecznych. Zwłaszcza, gdy coraz bardziej będą odczuwane wszystkie sankcje nałożone na Rosję. Bo one będą odczuwane z punktu widzenia poziomu życia i innych kwestii. Tylko, że to jest rozłożone w czasie.

Wydaje się więc, że nie będzie jakiegoś takiego „hurraoptymizmu” rosyjskiego narodu.  Bo „operacja specjalna” na Ukrainie to nie jest „Wielka Wojna Ojczyźniana”!

A więc – według Pana – Rosjanie nie będą chętni do tego, żeby się poświęcać dla zdobycia Ukrainy?

Tak! Bo poziom życia będzie im się cały czas pogarszał. Będą widzieć to oraz odczuwać „na własnej skórze”, we własnych rodzinach i portfelach. I pomimo faktu, że ten naród jest wychowany w zamordyzmie, to są pewne granice, przekroczenia, których ta społeczność nie wytrzyma.

Generalnie więc należy się liczyć z różnymi następstwami ograniczeń, które nałożono na Rosjan. Ja nie mówię tu o jakichś wystąpieniach społecznych, czyli o strajkach i innych tego typu rzeczach. Ale nie można wykluczyć, że - w ostateczności - bieżąca sytuacja doprowadzi do i takich zachowań.

Chociaż wprowadzenie do gospodarki wspomnianego wyżej reżimu wojennego jest jakimś sposobem na ograniczenie ewentualnych demonstracji i sprzeciwów społeczeństwa. Bo to są pewne rozwiązania, które u nas wprowadza się w ramach stanu wojennego: ograniczenia w przemieszczaniu się, kontrola i inne rzeczy. To wszystko pojawi się po wprowadzenia takiego stanu na terenie Federacji Rosyjskiej.

Nie spodziewa się więc pan tego, żeby Rosjanie dali radę wyprodukować tak potężną ilość sprzętu, że łatwo zwyciężą Ukraińców?

W moim przekonaniu nie ma takiej opcji, żeby nawet powrócili do poziomu produkcji sprzed konfliktu zbrojnego, czyli sprzed lutego. Nie ma takich możliwości fizycznych i organizacyjnych.

W szczególności jeżeli chodzi o sprzęt lotniczy, obrony przeciwlotniczej oraz ten, który bazuje na wysokich technologiach. Tutaj Rosjanie są na straconej pozycji. Chyba że nastąpi uzależnienie się od Chin i – niestety - chińskiej technologii. Czego też nie można wykluczyć.

I to jest pewna alternatywa, która - po części - może zrekompensować braki. Tylko, wie Pan, te komponenty (głównie elektronika, ale i inne rzeczy) muszą być bardzo dobrze zintegrowane. Jeżeli zaczniemy zastępować zachodnie elementy jakimiś chińskimi, to - po pierwsze - mogą one w ogóle nie pasować. Az drugiej strony mogą mieć całkiem inne parametry i powodować zwiększoną zawodność tego sprzętu. I też nie jest powiedziane, że da się tak szybko implementować chińskie technologie do Rosji. Pod warunkiem, oczywiście, że Chińczycy będą chcieli otworzyć się na to.

A słyszałem też analizę jakiegoś amerykańskiego ośrodka, że Irańczycy planują przekazać do Rosji kilkaset dronów – bezzałogowych systemów powietrznych. W tym bojowych. Ale na razie to tylko taki sygnał. Nie mam żadnych potwierdzonych informacji, że Iran tak postąpi. A to na pewno byłaby jakaś pomoc dla Rosji. Choć nadal nie byłoby to działanie dzięki któremu Rosjanie zdobyliby przewagę.

I wydaje mi się, że jeżeli deklaracje państw zachodnich (głównie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii) będą dalej spełniane, to z miesiąca na miesiąc Ukraińcy będą rośli w siłę. W szczególności, jeżeli chodzi o artylerię rakietową dalekiego zasięgu i systemy obrony przeciwlotniczej. Na przykład NASAMS-y. A to jest bardzo dobry system.

Nowoczesny i wielokanałowy.

A gdyby Rosjanie zaczęli w dużych ilościach produkować taką broń, jak w czasie II wojny światowej: katiusze, coś w stylu T-34…

Nie, ten sprzęt jest do muzeum! Chociaż nie można tego wykluczyć. Bo na przykład, wiemy, że nadal używane są czołgi T-66. A to są lata sześćdziesiąte.

Z T-34 zaś to jest tak, jakby ktoś człowieka włożył do puszki. Albo ktoś go nie lubił i dał mu uzbrojenie, które kompletnie nie przystaje do rzeczywistości. Bo T-34 byłby takim „mięsem armatnim” dla artylerii i każdych środków przeciwpancernych. Nawet mniej precyzyjnych i zaawansowanych. Takich jak Javeliny i RPG. A więc T-34 to byłby środek bardzo, bardzo podatny na niszczenie. Generalnie wydaje mi się, że nawet Rosjanie do tego się nie posuną!

 



Źródło: niezalezna.pl

#Ukraina

Eryk Łażewski