Amerykańskie media żyją tragicznym wypadkiem, do którego doszło we wtorek w mieście New Britain. Rozpędzone białe audi wjechało w będącego w trakcie treningu polskiego maratończyka Henryka Gudelskiego. Biegacz nie miał żadnych szans na uniknięcie uderzenia przez auto: doznał bardzo ciężkich obrażeń i zmarł w szpitalu.
Tragiczny ciąg zdarzeń miał miejsce we wtorek ok. godz. 19.00. Na jednej ze stacji benzynowych w New Britain doszło do kradzieży portfela. Poszkodowany sam ruszył w pościg za sprawcami, którzy uciekali białym audi ulicami miasta. Nagle 17-letni kierowca uciekającego pojazdu stracił panowanie nad autem i wjechał na chodnik, gdzie potrącił 53-letniego Henryka Gudelskiego. Polak trafił do szpitala, ale jego życia nie udało się uratować.
Dwie osoby, które siedziały w pojeździe, uciekły pieszo. Policja rozpoczęła intensywne poszukiwania i zatrzymała 17-latka, który w swoim domu ukrywał się... w szafie. To wielokrotny przestępca, w ciągu ostatnich 3,5 roku był aresztowany 13 razy, m.in. za kradzież samochodów, lekkomyślną jazdę, napaść z nożem czy posiadanie narkotyków.
Henryk Gudelski był znanym maratończykiem, pochodził z Rzekunia k. Ostrołęki (woj. mazowieckie). Na długich dystansach biegał już od wielu lat. Oprócz tego, że jego pasją były biegi, był też wielkim patriotą. Mimo życia na obczyźnie, nie zapominał o biało-czerwonych barwach i w biegach zawsze reprezentował Polskę. Na fladze narodowej, którą miał ze sobą podczas zawodów, często podkreślał ważne dla Polski rocznice - np. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Kilka miesięcy temu w social mediach informował o uczestniczeniu w biegu pamięci Sybiru "dla tych, co zginęli na nieludzkiej ziemi".