Joe Biden nie zadeklarował jednoznacznie, czy wystartuje w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Sztabowcy Partii Demokratycznej zastanawiają się, kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosi swój start i zaczynają myśleć o planie „B” na wypadek, gdyby przywódca się rozmyślił - opisuje „Politico”.
Tuż po nowym roku wpływowy magazyn, jak też „Bloomberg”, donosiły, że Joe Biden przymierza się do walki o reelekcję na najważniejszy urząd w USA. O decyzji miał informować członków rodziny i najbliższych współpracowników podczas krótkiego urlopu. Żona polityka, Jill Biden, zadeklarowała poparcie dla męża, jeśli ten zdecyduje się wystartować w przyszłorocznych wyborach. Demokraci zakładali, że Biden wyjawi swoje plany najpóźniej w połowie lutego, podczas orędzia o stanie państwa. Jednak tego nie zrobił. Nie wspomniał nic o kampanii w czasie przełomowej wizyty w Kijowie, jak też w Warszawie, gdzie koncentrował się na podkreślaniu wsparcia dla Ukrainy i zobowiązaniach, wynikających z art. 5 Traktatu o NATO.
„Prezydent wciąż nie jest gotowy na ten krok, to w rozmowach o wyborach w 2024 r. pojawia się wątpliwość: co będzie, jeśli zdecyduje się tego nie robić?”
- twierdzi „Politico”, charakteryzując nastroje w Partii Demokratycznej. W związku z brakiem jednoznacznych sygnałów od Bidena, Demokraci powoli przymierzają się do planu „B” - wyszykują kandydatów i darczyńców na kampanię, jednocześnie pozostając w ogromnym szacunku dla 80-letniego prezydenta.
„Ludzie z otoczenia prezydenta twierdzą, że nie ma sztywnego terminu ani formalnej decyzji o dacie rozpoczęcia kampanii” - relacjonuje amerykański magazyn.
Z wyjątkiem okazjonalnych rozmów telefonicznych z doradcą w celu omówienia wyników sondaży, spędza niewiele czasu na omawianiu wyborów. Podczas gdy pierwsza dama Jill Biden od dawna jasno dawała do zrozumienia, że jest gotowa na kolejną kadencję, część otoczenia prezydenta zastanawia się teraz, czy zbliżające się śledztwo w sprawie syna Huntera zmusi prezydenta do zmiany decyzji w sprawie ubiegania się o urząd. Inni uważają, że nie - czytamy w „Politico”.
Główną przeszkodą, jaką dostrzegają oponenci Bidena, jest zaawansowano wiek. Gdy przywódca będzie miał 81 lat i wystartuje w politycznej batalii, będzie najstarszym ubiegającym się o reelekcję politykiem w historii Stanów Zjednoczonych. Przypomina się, że co prawda Biden podołał wyzwaniu w ostatniej kampanii wyborczej, ale nie była ona aż tak intensywna, jak zwykle - głównie ze względu na obostrzenia pandemiczne. Wizyta na Ukrainie i w Polsce mogła jednak rozwiać pojawiające się wątpliwości, bo Biden zdecydował się na odważny krok, jakim był wyjazd do stolicy kraju ogarniętego wojną bez udziału amerykańskich żołnierzy, pokazał się jako energiczny i zdecydowany lider. Drugą przyczyną wątpliwości są kłopoty syna prezydenta, które będą wykorzystywane w walce o głosy. Prawnik Hunter Biden w przeszłości musiał się tłumaczyć z kontaktów z Rosją, poza tym jest łakomym kąskiem dla tabloidów - co chwilę do mediów wyciekają skandale z jego udziałem. Po trzecie wreszcie, aż 52 proc. wyborców Demokratów, biorących udział w sondażu Reuters, wyraziło dezaprobatę w sprawie ewentualnego startu Joe Bidena. Jednocześnie to on wyprzedza w badaniach demokratyczną konkurencję: Berniego Sandersa i Kamalę Harris.
Obecnego prezydenta do rywalizacji o reelekcję może skłonić ostateczna decyzja Donalda Trumpa, który zamierza ubiegać się ponownie o rolę najważniejszego polityka w Stanach Zjednoczonych i na świecie.