Prezydent USA Joe Biden powiedział, że jest wstrząśnięty śmiercią Aleksieja Nawalnego, ale nie jest nią zaskoczony. Podkreślił, że za śmierć rosyjskiego opozycjonisty odpowiedzialny jest Władimir Putin. To jednoznaczne wskazanie niesie za sobą także inne możliwe konsekwencje - Amerykanie rozważają twarde kroki wobec Moskwy.
Rosyjskie służby więzienne zakomunikowały, że Nawalny zmarł nagle w kolonii karnej za kołem podbiegunowym w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym, na Dalekiej Północy. Nawalny miał "poczuć się źle" i "stracił przytomność". Mimo wezwania pogotowia ratunkowego i prób reanimacji opozycjonista zmarł. To oficjalna wersja rosyjskich służb.
W styczniu br. minęły trzy lata, odkąd Nawalny został aresztowany i uwięziony po powrocie do Rosji z Niemiec, gdzie leczył się po próbie otrucia, przeprowadzonej najpewniej przez rosyjskie służby specjalne. Władze wszczęły wobec niego kolejne sprawy karne, skutkujące wyrokami przewidującymi łącznie ponad 30 lat pozbawienia wolności.
- Waszyngton nie ma na razie pewności, czy rosyjski dysydent został zabity, ale nie ulega wątpliwości, że jego śmierć jest konsekwencją postępowania Putina i jego zbirów - oznajmił prezydent Biden.
"Nawalny mógł bezpiecznie żyć na emigracji, ale zdecydował się wrócić do kraju" - przypomniał Biden. Poinformował też, że Biały Dom rozważa, jakie kroki można jeszcze podjąć wobec Moskwy.