Trudno byłoby o lepszą puentę potwierdzającą, że historia nie tylko lubi się powtarzać, ale często powtarza się jako farsa. Klaus Schwab, uznający siebie samego za wizjonera, chcący wymyślić nowego człowieka, został pokonany przez naturę ludzką i jej wady, znane ludzkości od tysięcy lat: chciwość, pożądliwość, pychę. Okazało się, że „Wielki Reset”, hasło, które Schwab promował w Davos i zachęcał światowych przywódców do dołączenia do projektu, zakończył się podobnie jak inne projekty „Nowych Wspaniałych Światów” – złodziejstwem i przedmiotowym traktowaniem zwykłego człowieka.
Postępu nie widać
Jedną z ulubionych opowieści elit biznesowych i politycznych, które Samuel Huntington nazwał kiedyś „ludźmi z Davos”, była o tym, jak masy nie dojrzały do postępowych i światłych projektów. Irracjonalnie boją się migracji i otwartych granic, chcą widzieć kobiety w kuchni, pragną jeść mięso i jeździć dieslami, nie lubią ludzi o innym kolorze skóry. „Mamy do czynienia z głosem tłuszczy” – jak pięknie powiedział ostatnio w jednej z telewizji Witold Jurasz. Okazuje się jednak, nie po raz pierwszy w historii, że „głos tłuszczy” gra też w tych, którzy w teorii mieli być trubadurami postępu.
Jak wynika z listu wysłanego przez pracowników WEF do zarządu organizacji, Klaus Schwab dopuszczał się właściwie wszystkich bezeceństw, z którymi prorocy postępu mieli walczyć. Równość płci i szacunek do kobiet? Według źródeł „Wall Street Journal”: „Schwab molestował niemal każdą kobietę, która z nim pracowała”, regularnie wygłaszając lubieżne komentarze pod adresem współpracownic. Sześć kobiet zostało ukaranych zwolnieniem lub w inny sposób za zajście w ciążę. Szacunek do innych kultur i ludzi o innym kolorze skóry? Schwab miał używać słowa „czarnuch” w odniesieniu do współpracowników o ciemniejszej karnacji, według autorów listu czarni pracownicy nie mogli też liczyć na awanse w WEF, a 88-letni Schwab miał dążyć do zwolnienia wszystkich pracowników po 50-tce.
Inny z postulatów „zielonej transformacji” i „odpowiedzialnej gospodarki”, często głoszonych na forum WEF, mówił o konieczności ograniczenia rozpasanej konsumpcji, która prowadzi do zbyt wysokich emisji gazów cieplarnianych. Jednak zasada „żyjmy skromniej” nie obowiązuje wszystkich. Jak głosi znany w polskim internecie mem: „Pewne rzeczy, panie Areczku, są tylko dla zarządu”. Klaus Schwab regularnie miał prosić współpracowników o wypłacanie środków organizacji z bankomatów i płacił pieniędzmi WEF za prywatne masaże w luksusowych hotelach. Żona Schwaba, Hilde, miała organizować fikcyjne „spotkania WEF” tylko po to, by para mogła odbyć luksusowe wakacje na koszt organizacji. Para miała też prywatnie korzystać z Villi Mundi, domu nad Jeziorem Genewskim, zakupionego za 30 mln dolarów i odnowionego za 20 mln dolarów przez WEF.
Kontrola ponad wszystko
Choć WEF pod wodzą Schwaba mógł być kojarzony z wieloma hasłami: kapitalizm udziałowców (stakeholder capitalism), klimatyzm, zrównoważony rozwój, czwarta rewolucja przemysłowa itd., to jeden motyw łączy te wszystkie idee: pragnienie większej kontroli. Davos było miejscem spotkań elit, które wcale nie myślały o tym, jak wzmocnić demokrację i usprawnić działanie państw dla dobra obywateli. Wymarzona przyszłość miała polegać na tym, że elity nie będą już musiały oglądać się na demokrację i „głos tłuszczy”, bo lud będzie pod kontrolą, obserwowany i odpowiednio bodźcowany.
W słynnym już filmiku promocyjnym WEF z 2020 roku wizjonerka Ida Auken mówiła: „Witajcie w 2030; niczego nie posiadam na własność, nie mam prywatności, a życie nigdy nie było lepsze”. Auken w swojej wizji przyszłości widziała koniec własności prywatnej. „Wszystko, co uważaliśmy za produkt, jest teraz usługą. Mamy dostęp do transportu, mieszkania, jedzenia, wszystkiego, czego potrzebujemy w naszym codziennym życiu” – mówiła. Ale jedynym, drobnym i wartym sprawy kosztem końca własności był koniec prywatności. „W naszym mieście nie płacimy czynszu, bo ktoś inny używa naszej wolnej przestrzeni kiedykolwiek my jej nie potrzebujemy. Mój salon jest używany do spotkań biznesowych, kiedy mnie tam nie ma”. Ktoś, kto zna trochę historię, mógłby dopytać, czy w tym 2030 roku „robotnica rano łowi ryby, a wieczorem zajmuje się krytyką literacką”, jak kiedyś wyobrażał sobie Lenin?
W 2022 prezes Pfizera Albert Bourla mówił o nowym typie tabletki, który zawierałby niewielki chip, wysyłający sygnał do „odpowiednich władz” o tym, że pacjent zażył lek. „Wyobraźcie sobie posłuszeństwo [ang. compliance], firmy ubezpieczeniowe wiedziałyby, że pacjenci zażywają leki, które powinni zażywać”. W tym samym roku szef Alibaby, jednej z największych firm chińskich z międzynarodowym kapitałem, J. Michael Evans, mówił o technologii, która pozwoli „konsumentom mierzyć ich indywidualny ślad węglowy”. Taki ślad zawierałby informację o tym, „gdzie podróżują, jak podróżują, co jedzą, gdzie konsumują”. Trudno powiedzieć, po co takie informacje potrzebne byłyby jednostkom, które raczej wiedzą, co i gdzie jedzą, ale łatwo sobie wyobrazić świat, w którym „indywidualny ślad węglowy” jest wykorzystywany do kontroli i używany wzorem chińskiego Systemu Zaufania Społecznego.
Słabość utopii
Ideologiczne koncepty miały dla „ludzi z Davos” znaczenie o tyle, o ile obiecywały im wizję sprawniejszej kontroli i zarządzania masami. Troska o środowisko – ślady węglowe i kontrola konsumpcji, walka z pandemią, a także kontrola poprzez dane medyczne i wymuszanie posłuszeństwa wobec „mandatów”. Nawet „czwarta rewolucja przemysłowa” i transhumanistyczne wizje Schwaba o łączeniu technologii AI z ludzką fizjologią także oznaczały redukcję prywatności i tworzenie baz preferencji i zachowań poszczególnych jednostek.
Paradoks WEF polegał jednak na tym, że spotkania w Davos były czymś pomiędzy „rządem światowym” z wyobrażeń niektórych prawicowych publicystów a grupą wsparcia dla elit, które są niezrozumiane i nie mają wpływu na własne narody. „Szczęścia w domu nie zaznał, bo go nie było w ojczyźnie” – jak pisał Mickiewicz. Dwóch polityków amerykańskich głęboko zaangażowanych w wizje i pracę WEF to John Kerry i Al Gore (ten drugi zasiada w zarządzie organizacji). Kerry w chwili uniesienia na forum w Davos powiedział kiedyś:
„Jak zaczniesz o tym myśleć, to naprawdę to jest niesamowite, że my, wybrana grupa ludzi, ze względu na to, cokolwiek nas dotknęło w jakimś momencie naszego życia, jesteśmy w stanie usiąść w pokoju, zebrać się razem i naprawdę rozmawiać o ocaleniu planety. To jest takie prawie pozaziemskie, żeby myśleć o ocaleniu planety. Jak byście powiedzieli to większości ludzi, większość ludzi pomyśli, że jesteś jakimś szalonym lewakiem, przytulającym drzewa”.
Ale Kerry i Gore to też dwóch polityków, którzy przegrali swój wyścig o Biały Dom i fakt, że ukojenie znaleźli u boku Schwaba, potwierdza diagnozę Huntingtona, który „ludzi z Davos” nazywał „technokratyczną mniejszością, która ma więcej wspólnego ze sobą nawzajem niż ze swoimi narodami”.
Chociażby zwycięstwo Trumpa w 2024 roku pokazuje, że choć nie można lekceważyć jego wpływów, to „rząd światowy” z Davos nie wymyślił jeszcze sposobu na pozbycie się demokracji.
Historia WEF powtarza historie różnych ruchów utopijnych, z bolszewizmem na czele. A osobisty przypadek Klausa Schwaba pokazuje, że cechy, które polski internet przypisuje rodzimym „Januszom biznesu”, działają równie swojsko na najwyższych piętrach światowych szklanych domów.
Wchodzimy w decydującą fazę kampanii! ⏳ Z jednej strony pastwiska Trzaskowskiego 🌾, z drugiej mnożące się mieszkania Nawrockiego 🏘️ - manipulacja?
— Radio Republika (@radio_republika) May 6, 2025
Filip Memches (@DoRzeczy_pl) w #PoranekRadiaRepublika o 06:36 w środę analizuje polityczne „haki” i emocje 🔍🔥 #kampania2025… pic.twitter.com/AocF11RWX6