Prezydent Francji Emmanuel Macron mianował w sobotę na premiera Francji dotychczasową szefową francuskiego rządu Elisabeth Borne. - Emmanuel Macron decyduje się na wariant rządu mniejszościowego ze względu na brak innego wyboru... W takiej sytuacji ugrupowania opozycyjne zyskały na sile, a parlament stal się głównym ośrodkiem władzy we Francji - zauważa w rozmowie z portalem Niezależna.pl francuski komentator Zbigniew Stefanik.
W czerwcowych wyborach do liczącego 577 miejsc Zgromadzenia Narodowego pro prezydencki Emmanuela Macrona blok Razem (Ensemble) zdobył zaledwie 245 mandatów. W porównaniu z wyborami z roku 2017 koalicja skupiona wokół prezydenta Francji wprowadziła o 101 mniej posłów i utraciła większość w izbie niższej francuskiego parlamentu.
Jak przypomina w rozmowie z portalem Niezależna.pl ekspert ds. Francji Emmanuel Macron podczas swojego przemówienia telewizyjnego z 22 czerwca wezwał wszystkie ugrupowania opozycyjne znajdujące się w parlamencie do określenia poziomu gotowości współpracy z rządem.
Żadne z ugrupowań opozycyjnych nie odpowiedziało na prezydencki apel. Co więcej przedstawiciele partii opozycyjnych w Zgromadzeniu Narodowym wykluczyły możliwość koalicji z obozem politycznym rządzącym obecnie Francja. W tej sytuacji prezydent, który jak wiadomo nieoficjalnie działał bez sukcesu na rzecz utworzenia rządu jedności narodowej jest zmuszony przyjąć formule rządu mniejszościowego, na czele którego po raz kolejny stać będzie Elisabeth Borne.
Francuska polityk ma zbudować nowy rząd, którego składu poznamy już na początku lipca. Do tego czasu Elisabeth Borne ma prowadzić rozmowy z parlamentarnymi grupami politycznymi m.in. w sprawie udziału w rządzie jak i stanowiska w sprawie wotum zaufania dla samej Borne.
- Osobiście uważam, że Elisabeth Borne nie będzie prosiła o wotum zaufania, gdyż jest to dla niej duże ryzyko. Zakładam, że opozycja pozwoli jej rządzić czas jakiś, do września najdalej a potem możemy spodziewać się przegłosowania wotum nieufności - stwierdza Stefanik
Wcześniej bo już 28 czerwca nowo wybrany parlament nad Sekwaną czeka pierwszy poważny test. Tego dnia parlamentarzyści maja wybrać przewodniczącego i prezydium parlamentu. Czy będzie to możliwe w parlamencie, gdzie zbudowanie jakiejkolwiek większości zdaje się być nieosiągalne? Zdaniem Zbigniewa Stefanika stanowiska te zostaną obsadzone z dwóch głównych powodów.
Liderzy ugrupowań parlamentarnych zdają sobie sprawę, ze obecnie nowe wybory parlamentarne nie zmieniłyby konfiguracji parlamentu wybranego 12 i 19 czerwca tego roku.
Ważniejszą jednak kwestią jest realna możliwość politycznej opozycji na wywieranie konkretnego wpływu na rządzących wynika właśnie z tego, ze obecnie rządzący Francja stracili większość w parlamencie.
- Ten stan rzeczy powoduje, ze ugrupowania opozycyjne zyskały na sile, a parlament stal się głównym ośrodkiem władzy we Francji. Dlatego tez, trudno wyobrazić sobie, aby parlamentarzyści byli obecnie zainteresowani rozwiązaniem parlamentu, który w obecnie konfiguracji jest atutem opozycji. A wiec nie należy spodziewać się blokady w parlamencie podczas wyboru przewodniczącego i prezydium - stwierdza Stefanik.
Według politologa polityczne turbulencje rozpoczną się nad Sekwana jednak jesienią tego roku, kiedy to parlament będzie głosował nad budżetem na przyszły rok.
- Z pewnością trudno będzie osiągnąć w tej sprawie jakiś konsensus pomiędzy rządzącymi i opozycja: z jednym wyjątkiem, czyli wydatków na obronność, wobec których nie przewiduje się parlamentarnego sprzeciwu - kończy rozmowę z Niezależną, ekspert ds. Francji .