GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

„Bierzecie migrantów albo płacicie za każdego!”. Minister ds. europejskich zapowiada: „Nie zgodzimy się na to”

"Możemy się albo pogodzić z tym i robić to, czego chcą i narzekać, albo twardo wejść do gry, przedstawiać swoje stanowisko. Trzeba w tych niełatwych okolicznościach UE dbać o swoje, bo w przeciwnym razie musielibyśmy się poddawać wszystkiemu, czego chce UE", mówił w programie #Jedziemy po wczorajszym spotkaniu ministrów w Luksemburgu, minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk.

Szymon Szynkowski vel Sęk, Michał Rachoń
Szymon Szynkowski vel Sęk, Michał Rachoń
Zrzut ekranu (TVP Info)

Wczoraj podczas spotkania w Luksemburgu ministrowie dyskutowali o przygotowaniach do Rady Europejskiej, która odbędzie się w Brukseli w czwartek i w piątek. Tematem przewodnim była przymusowa relokacja migrantów, co w strukturach unijnych nazywane jest "obowiązkową solidarnością". 

Jak zaznaczył na wstępie red. Michał Rachoń, dziś na łamach "Gazety Wyborczej" czytamy, że podczas tego posiedzenia, Szymon Szynkowski vel Sęk zapowiedział, że na szczycie premier Mateusz Morawiecki zamierza domagać się odejścia od ugody, co do obowiązkowej solidarności. W tekście napisano, że minister Jesika Rosvall (szwedzka minister ds. europejskich), która prowadziła te obrady, pytana o polskie zastrzeżenia, podkreślała, że niedawna ugoda co do reformy przepisów jest historyczna. "Wyborcza" uważa zatem, że problemu nie ma, bo UE przystanie na to, o co postuluje Polska, ale z tekstu wynika tak naprawdę, że wcale nie. Problemem dla UE ma być referendum ws. relokacji migrantów. "Jak to wygląda?" - zapytał swojego rozmówcy. 

"Przede wszystkim, trzeba zaznaczyć, że konsensus, który jest w naszej opinii konsensusem obowiązującym, to konsensus z połowy 2018 roku, kiedy uzgodniono, że sprawy migracyjne, solidarność migracyjna, będzie realizowana na zasadzie porozumienia, które uwzględni dobrowolność stosowania ewentualnych mechanizmów relokacji. Nie można ich nikomu narzucić"

– wskazał polityk.

"Jeśli ktoś tak mówi, to nie rozumie polityki"

Jak mówił minister ds. europejskich - "to, co stało się ostatnio - w pierwszych dniach czerwca, czyli zaakceptowanie pierwszego etapu legislacyjnego na poziomie ministrów spraw wewnętrznych, to złamanie tamtego konsensusu na niższym poziomie politycznym".

"To była próba znalezienia takiego wytrychu, żeby większością kwalifikowaną, bo Polska i Węgry były przeciwko, cztery inne kraje się wstrzymały. Kiedy zaczynały się te dyskusje, była mniejszość blokująca w tej sprawie. Z biegiem dyskusji, z biegiem dnia, instytucje europejskie przekonywały skutecznie i ta mniejszość blokująca została usunięta, ten pierwszy etap został zaakceptowany"

– dodał.

"Po pierwsze, mamy do czynienia z trwającą procedurą legislacyjną i my się twardo opowiadamy przeciwko obowiązkowemu mechanizmowi relokacji uchodźców, odwołując się do postanowienia z połowy 2018 roku" - przypomniał polityk.

"Po drugie, mamy mocne argumenty w tej sprawie, ale szukamy jeszcze mocniejszych. I tym najmocniejszym może być odwołanie się do woli narodów, w ramach referendum - narzędzie demokracji bezpośredniej. Jeśli ktoś mówi, że to referendum nie będzie miało na forum europejskim żadnego znaczenia, oznacza, że nie rozumie polityki. Nie rozumie tego, jak należy zbierać argumenty do rozmów dyplomatycznych"

– ocenił, dodając, że "nie ma silniejszego narzędzia, które można położyć na stole mówiąc o tym, że Polska nie może zaakceptować tego typu mechanizmów niż właśnie referendum".

"Trzeba dbać o swoje"

Red. Michał Rachoń przytoczył w tym miejscu narrację opozycji, która jest przeciwko referendum, bo jak twierdzi - 80% Polaków jest przeciwna przymusowej relokacji, zatem badanie tego nie ma sensu.

Szymon Szynkowski vel Sęk kontrargumentował:

"Po pierwsze dlatego, że takie referendum rozstrzyga tą sprawę niezależnie od tego, jaki rząd będzie rządził, niezależnie od tego, jaki będzie wynik wyborów. To jest bardzo ważny argument, który naród może wyrazić w ramach narzędzia demokracji bezpośredniej. Tak mówi o tym Konstytucja.
Po drugie, warto zwrócić uwagę na to, że w UE pojawiają się próby wytłumaczenia, że nie mamy do czynienia z narzędziem obowiązkowej relokacji, a jedynie obowiązkowej solidarności, bo można przecież wybrać kontrybucję finansową. W momencie, kiedy jest ona tak wysoka, jak jest, to raczej traktuje się to po prostu jako karę... Cały czas mówimy zatem o przymusowej relokacji, a tu powinni wypowiedzieć się obywatele. Wola referendum może być fundamentem do tego, że nie możemy się do tych mechanizmów zastosować. Teraz ta narracja jest silniejsza niż kiedykolwiek"

– wyliczał polityk.

Zapytany o to, co stanie się w sytuacji, kiedy UE będzie kazała nam płacić za to, że nie będziemy chcieli przyjąć nielegalnych migrantów, odparł:

"Oczywiście, gdyby założyć taki wariant skrajnie negatywny to trzeba widzieć takie ryzyko i brać je pod uwagę. Trzeba tu twardo wyrażać nasze stanowisko. Trzeba zwracać uwagę na to, że konsensus z 2018 roku nie może być łamany, bo to łamie wszystkie ustalenia. Niszczy zaufanie. Ta gra nie jest zakończona, musimy w tym uczestniczyć...".

"Możemy się albo pogodzić się z tym i robić to, czego chcą i narzekać, albo twardo wejść do gry, przedstawiać swoje stanowisko. Trzeba w tych niełatwych okolicznościach UE dbać o swoje, bo w przeciwnym razie musielibyśmy się poddawać wszystkiemu, czego chce UE"

– podsumował.

 



Źródło: niezalezna.pl

##Jedziemy #Michał Rachoń #Polska

Anna Zyzek