Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier po raz pierwszy od wybuchu wojny na Ukrainie, po miesiącach nieporozumień, we wtorek pojechał z niezapowiadaną wizytą do Kijowa. Jest ona korzystna nie tylko dla współpracy między obu krajami, ale także dla wizerunku samego szefa państwa – ocenia dziś dziennik „Sueddeutsche Zeitung” ("SZ").
Pół roku po tym, jak Kijów odmówił przyjęcia go, i tydzień po tym, jak obawy o bezpieczeństwo pokrzyżowały plany podróży, Frank-Walter Steinmeier wreszcie przybył do rozdzieranego wojną kraju. To dobry znak, który kładzie kres wielomiesięcznym nieporozumieniom i napięciom między Berlinem a Kijowem
– pisze "SZ".
Po tym, jak w zeszłym tygodniu wyjazd Steinmeiera do Kijowa nie doszedł do skutku, niemiecki europoseł chadecki Daniel Caspary skomentował na Twitterze, że „tchórzliwe odwołanie podróży prezydenta federalnego do Kijowa” to „całkowita hańba dla Niemiec”.
Zarzuty i krytyka wobec prezydenta pojawiały się często, ale „sam Steinmeier sam bardzo się do tego przyczynił” – ocenia "SZ".
Jako minister spraw zagranicznych w gabinecie Angeli Merkel i szef kancelarii Gerharda Schroedera, Steinmeier był współodpowiedzialny za stosunki Niemiec z Putinem, które były pełne poważnych błędów. Ostrzeżenia na temat rosyjskiego prezydenta zbyt często były lekceważone, określane jako "pobrzękiwanie szabelką" nawet przez Steinmeiera
– przypomina "SZ", dodając, że „ta przeszłość utrudnia prezydentowi federalnemu spełnienie pokładanych w nim oczekiwań”.
„Jako głowa państwa, nie odpowiada za działania i bieżącą politykę. Powinien jednak zapewniać kierunek w czasie bezprecedensowego od dziesięcioleci kryzysu” – podkreśla "SZ".
W najbliższy piątek Steinmeier „nareszcie chce wyjść z defensywy z pomocą wielkiego przemówienia”, które pod hasłem „wzmacniania wszystkiego, co nas łączy” ma wygłosić w siedzibie prezydenta w Berlinie.
Można odnieść wrażenie, że Steinmeier bardzo chciał dotrzeć na Ukrainę przed tym wystąpieniem. Bo myśli, że (dzięki temu) w piątek wyda się bardziej wiarygodny
– podsumowuje "SZ" i podkreśla, że niemiecki prezydent pojechał na Ukrainę „także w swojej własnej misji”.
Gdy w czasie wizyty polityka w podkijowskiej Koriukiwce ogłoszono alarm przeciwlotniczy, niemiecki przywódca wraz z grupą mieszkańców udał się do schronu, gdzie wdał się z nimi w rozmowę – informuje agencja dpa. Alarm przeciwlotniczy ogłoszono w Kijowie i okolicach, gdy siły rosyjskie wystrzeliły drony bojowe z terytorium Białorusi