Jak nie urok, to… przemarsz ruskich wojsk – mówi (w swej złagodzonej wersji) stare powiedzonko. Jak nie koronawirus, to kontenerowiec – można strawestować powyższe stwierdzenie. Wobec tego wszystkiego, co obecnie dzieje się na świecie, wobec wielkiego kryzysu medycznego, epidemicznego, gospodarczego, kulturowego, politycznego, ten stający w poprzek Kanału Sueskiego wielki statek spowodował, że zacząłem się śmiać - pisze dla portalu niezalezna.pl Tomasz Łysiak.
I to mimo grozy sytuacji – bo podobno jak tam posiedzi z kilka tygodni zaryty gigantycznym dziobem w piach, to się zawali światowa gospodarka, bo za nim w kolejce stoją inne giganty z tysiącami kontenerów. Nie dotrą maseczki, deskorolki, adidaski i torebunie „orydżinal Lułi Włitą” made in China, płynące do wszystkich krajów świata, w tym do Polski. Notabene te chińskie maseczki (sam ostatnio takie niechcący kupiłem) są w jakiejś mierze przerażajace – bo człowiek od razu myśli: „najpierw nam zasunęli wirusa, a teraz jeszcze od nich musimy kupować maski”.
W każdym razie – okazuje się, że z jednej strony wysyłamy ludzi w kosmos na wielką stację, albo łaziki na Marsa, przyśpieszamy hadrony, a nasze smartfony mają moc wielokrotnie wyższą niż komputery misji Apollo, a z drugiej… rozkłada nas i sprowadza do średniowiecznego parteru albo zwykły wirus, albo statek, co zarył w piasek w jakimś kanale.
Ciekaw jestem dlaczego? Czy może kapitan przyciął komara po trwającym do nocy „balu kapitańskim” i obudził się dopiero jak jego lewiatan wyrżnął dziobem w nabrzeże?
Obecnie tenże dziób jest uwalniany od piasku przez dwie koparki. A cały świat czeka. Patrzy. Obserwuje. Gdybym był operatorem takiej koparki to naprawdę trzęsłyby mi się ręce.
Kiedyś w trakcie wyścigu Formuły 1, chyba w Bahrajnie, ale głowy nie dam – bolidy zaczęły zahaczać o studzienki kanalizacyjne. Musiano zatrzymać wyścig. Przyjechało ze trzech hydraulików i zaczęli kombinować, bo studzienki były mocno zakręcone. Wiecie państwo: klasyczni „fachowcy” co to stoją, w głowę się drapią, a jeden kuca i coś majstruje. Ale na nich skupione były wówczas oczy milionów widzów na całym świecie, o nich mówili komentatorzy sportowi, śledzili ich poczynania kibice na całym świecie. A wszystko w sercu technologicznej, wysublimowanej i hipernowoczesnej przestrzeni…
Przypomnieli mi się teraz ci „fachowcy”, gdy ów statek zatkał cały glob, jak wielki korek wbity w Kanał Sueski zbudowany zresztą półtora wieku temu.
Świat jest obecnie pyszałkowaty i megalomański. Realia – a to te związane z jakimś wirusem, a to kapitanem, co się zdrzemnął za kołem sterowym i wrypał w półwysep Synaj wysadzając pół gospodarki światowej w kosmos – pokazują jednak inny stan rzeczy. Jesteśmy ciągle śmiesznie nieporadni, bezsilni wobec wielu zjawisk, działań natury, siły przypadku, losu, błędu. Jesteśmy słabi. I może warto o tym pomyśleć u progu Wielkiego Tygodnia?