Po zamachu na nowojorskie World Trade Center w 2001 roku, w czasie akcji ratunkowej ponad 91 tys. osób zostało narażonych na szereg czynników szkodliwych dla zdrowia - przypominają naukowcy z australijskiej szkoły Edith Cowan University, którzy analizowali wieloletnie dane medyczne dotyczące przedstawicieli tych służb. Wielu ratowników do dziś ma problemy ze zdrowiem. 11 września na zawsze zmienił ich życie.
Ponad 80 tys. przystąpiło już do World Trade Center Health Program (WTCHP) - inicjatywy, która ma pomagać im w różnych problemach ze zdrowiem. Tylko w ostatnim roku do programu przystąpiło ponad 16 tys. osób. "Liczba ratowników, którzy się do niego zapisują, cały czas rośnie" - informuje prof. Erin Smith, autorka pracy opublikowanej w piśmie „Prehospital and Disaster Medicine”.
Po analizie danych badacze z australijskiej uczelni ustalili, że prawie 3,5 tys. osób zaangażowanych w akcję ratowniczą już nie żyje. W samym dniu zamachu życie straciło 412 ratowników. Główne przyczyny późniejszych zgonów to schorzenia układu oddechowego i trawiennego (34 proc.), na drugim miejscu znalazły się nowotwory (30 proc.) oraz zaburzenia psychiczne (15 proc.). Częstość zgonów z tych przyczyn oraz z powodu zaburzeń mięśniowo-szkieletowych wzrosła w grupie tych osób od 2016 roku aż sześciokrotnie.
Okazało się również, że 36 tys. osób (45 proc. uczestniczących w programie WTCHP) cierpi na schorzenia dróg oddechowych, 16 proc. ma raka. U 16 proc. zdiagnozowano choroby psychiczne. W ciągu ostatnich pięciu lat zachorowania na raka w tej grupie wzrosły o 185 proc.
- Białaczka wysunęła się na prowadzenie przed rakiem jelita grubego i pęcherza
- mówi ekspertka.
Częstość białaczki wzrosła o 175 procent:
„To nie powinno dziwić, ponieważ istnieje znane powiązanie między ekspozycją na benzen i ostrą białaczką szpikową. Natomiast benzen jest obecny w paliwie lotniczym, na którego działanie narażone były osoby na miejscu ataku”
Dość powszechny jest także rak prostaty, którego częstość od 2016 roku wzrosła o 181 proc. Choć wiek wielu osób z analizowanej grupy odpowiada podwyższonemu ryzyku tej choroby, u niektórych pojawia się jej agresywna, szybko rozprzestrzeniająca się forma. „Wdychanie toksycznego pyłu na miejscu ataku na WTC mogło spowodować kaskadę reakcji w komórkach zwiększających liczbę prozapalnych limfocytów T. Nasilone zapalenie może w końcu prowadzić do raka prostaty” - tłumaczy specjalistka.
Naukowcy oczekują także wzrostu zachorowań na nowotwory spowodowane ekspozycją na azbest. Te rodzaje nowotworów rozwijają się w czasie od 20 do 50 lat.
Jednocześnie od 15 do 20 proc. uczestników akcji ratowniczej - jak stwierdzono - cierpi na syndrom stresu pourazowego (PTSD). To ok. 4 razy więcej, niż wynosi odsetek osób z tą przypadłością w ogólnej populacji. W grupie ratowników problem ten się nasila, podczas gdy ogólnie w społeczeństwie - maleje.
- Nawet 20 lat później częstość występowania zaburzeń psychicznych i potrzeby leczenia są w tej grupie wyższe. Prawie połowa zgłasza potrzebę pomocy w zakresie zdrowia psychicznego
- donosi prof. Smith.
Badania mózgów ochotników wskazują przy tym na podniesione ryzyko wczesnej demencji. To wynik zgodny z wcześniejszymi testami, według których spadek możliwości poznawczych jest w tej grupie dwa razy częstszy, niż w ogólnej populacji, u osób 10-20 lat starszych.
Jednocześnie do wymienionych problemów pandemia dołożyła kolejne. Zły stan zdrowia sprzyja bowiem zachorowaniom i powikłaniom. Ponad 100 osób zmarło z powodu Covid-19, a choroba ta u wielu nasiliła objawy PTSD.
- Udział akcji po 9/11 nadal powoduje zarówno fizyczne, jak i psychiczne skutki i prawdopodobnie ratownicy nadal zapadają na powodowane tym wydarzeniem choroby
- podkreśla prof. Smith.
Joe Biden podpisał w piątek rozporządzenie wykonawcze nakazujące przegląd, odtajnienie i ujawnienie dokumentów rządowych związanych z atakami. Podkreślił, że honoruje zobowiązanie z kampanii wyborczej o zapewnieniu przejrzystości w kwestii odtajnienia zgromadzonych materiałów.
Niektóre zapisy odnoszą się do wciąż tajnego śledztwa o kryptonimie "Operation Encore" koncentrującego się na dwóch porywaczach, którzy mieszkali w San Diego. W niedawnym wywiadzie dla telewizji CBS News były agent FBI mówił, że porywacze samolotów korzystali ze wsparcia na terytorium USA.
- 19 porywaczy nie może samodzielnie zabić 3000 ludzi (…) Nie mogę tego komentować, ale nie trzeba być agentem FBI z 26-letnim doświadczeniem, żeby się tego domyślić
– mówił Danny Gonzalez, wyjaśniając, że obowiązuje go zakaz FBI ujawniania pewnych tajnych informacji o operacji Encore.
Zdaniem Gonzaleza dwóm porywaczom - Nawafowi al-Hazmi i Khalidowi al-Mihdhar - pomagało kilku Saudyjczyków, w tym Omar al-Bayoumi: "Bayoumi, który pracował dla rządu saudyjskiego, powiedział, że przypadkowo natknął się na dwóch porywaczy w restauracji w Los Angeles i namówił ich do przeprowadzki do San Diego. Tam pomógł im znaleźć mieszkanie i otworzyć konto bankowe. Obaj rozpoczęli w pobliżu kursy lotnicze” – zwraca uwagę CBS.
Gonzalez pracuje teraz dla setek rodzin ofiar ataków 11 września. Krewni domagają się m.in. odtajnienia rządowych dokumentów, które mogłyby łączyć Arabię Saudyjską z porywaczami. Rodziny ofiar ataków z 11 września pozywają Arabię Saudyjską o odszkodowanie finansowe. Władze w Rijadzie twierdzą, że nie miały nic wspólnego z tymi atakami.
"Nie mogę siedzieć na uboczu, kiedy znam prawdę" - powiedział agent. W przekonaniu Gonzalesa opinia publiczna dowiedziałaby się "wiele", gdyby akta "Encore" zostały ujawnione i zmieniłoby to publiczne rozumienie zamachów z 11 września 2001 roku.