Setki demonstrantów zebrały się w sobotę przed budynkiem sądu w Bangkoku domagając się uwolnienia liderów trwających w Tajlandii od wielu miesięcy antyrządowych protestów. Demonstracja odbywała się mimo zakazu i ostrzeżeń, że uczestnicy zostaną aresztowani.
Jak pisze Reuters, protestujący w okolicach sądu skandowali hasła z żądaniem "wypuszczenia przyjaciół" i "zniesienia 112", tj. drakońskiego prawa zakazującego krytyki monarchii. Inni palili fotografie króla. Oddzielne protesty odbyły się w też w dwóch innych miejscach, mimo wydanego w piątek zakazu zgromadzeń.
Demonstracje są odpowiedzią na niedawne decyzje sądów, które nie zezwoliły na wyjście z aresztu czwórki liderów studenckiego protestu za kaucją. Podobnie jak dziesiątki innych członków ruchu, są oni oskarżeni o zniewagę monarchii, za co grozi w Tajlandii do 15 lat więzienia za każdy przypadek obrazy majestatu.
Policja w Bangkoku ostrzegała, że demonstranci będą aresztowani, jednak brak informacji o zatrzymaniach. 28 lutego siły bezpieczeństwa po raz pierwszy użyły gumowych kul do rozpędzenia antyrządowej demonstracji, które w Tajlandii trwają już od ponad roku.
O spokój apelował też premier Prayuth Chan-Ocha, którego ustąpienia domagają się protestujący.
- Musimy kochać siebie nawzajem i być razem, (...) musimy szanować praw
- stwierdził były generał rządzący krajem od puczu w 2014 roku.