Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Znaleziono zwłoki czwartego zaginionego żołnierza na Litwie • • •

Republikanie-przeciwnicy Trumpa chcą stworzyć nową partię, żeby... walczyć z byłym prezydentem

Być może wkrótce w Stanach Zjednoczonych pojawi się nowa partia polityczna. Chcą ją założyć Republikanie, którzy nienawidzą byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, który został wybrany z ramienia tegoż ugrupowania.

The White House from Washington, DC - President Trump Travels to Texas, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=98832117

Agencja Reutersa ujawniła, że trwają rozmowy nad stworzeniem nowej centroprawicowej partii. Jej głównym celem ma być walka z Donaldem Trumpem i jego wpływem na Partię Republikańską. Wśród jej założycieli mają się natomiast znaleźć osoby związane w jakiś sposób z administracjami Reagana, obu Bushów czy nawet Trumpa, byli ambasadorzy czy współpracujący z Partią Republikańską stratedzy polityczni. 

Na razie nie wiadomo jak nowa partia będzie się nazywać. Wśród propozycji pojawiają się między innymi Partia Integralności – co jest w tym wypadku dość ironiczną nazwą – Partia Centroprawicowa czy też Centroprawicowi Republikanie. Z informacji Reutersa wynika, że chcą się skupić na walce o praworządność i konstytucję, które według nich były notorycznie łamane przez Trumpa. Nie wykluczają na razie też tego, że zamiast stworzenia nowej partii stworzą własną frakcję, działającą wewnątrz Partii Republikańskiej lub poza nią. Być może będą też wspierać w wyborach innych pasujących im kandydatów, także tych z Partii Demokratycznej.

Reuters informuje, że w ostatni piątek doszło w tej sprawie do wirtualnej konferencji na Zoomie. Miało w niej brać udział ok. 120 osób. Rozmawiano na niej o rzekomych podziałach w Partii Republikańskiej wywołanych walką Trumpa o wyjaśnienie wątpliwości wokół wyborów prezydenckich. Miał im się nie spodobać też fakt, że 139 republikańskich kongresmanów i ośmiu senatorów zagłosowało przeciwko certyfikacji głosów na Bidena już po zamieszkach oraz to, że większość partii nie chce poprzeć impeachmentu Trumpa. Organizatorzy tej konferencji przyznali jednak, że tylko 40 proc. jej uczestników poparło stworzenie nowej partii. 

Jak na razie niewiele wiadomo o tym, kto miałby tworzyć ugrupowanie. Organizatorzy konferencji twierdzą, że po ich stronie stoją ważne postaci w partii, ale nawet ci, którzy rozmawiali z Reutersem, prosili o zachowanie anonimowości. Media jak na razie ustaliły tylko, że w tej konferencji brał udział Charlie Dent, który w latach 2015-2018 był kongresmanem z Pensylwanii oraz kilku zupełnie nieznanych szerszej publiczności osób związanych z Departamentem Bezpieczeństwa Wewnętrznego w czasach Trumpa.

Najbardziej znaną postacią z dotychczas ujawnionych jest były agent CIA i dyrektor polityczny Konferencji Republikanów w Izbie Evan McMullin, który przyznał się, że był jej współprowadzącym. McMullin jest znany z tego, że już raz rzucił wyzwanie Trumpowi. W 2016 roku jego przeciwnicy wpadli na pomysł, żeby wystawić własnego prawicowego kandydata niezależnego, na którego głos mogliby oddać niechętni Trumpowi republikańscy wyborcy. Nie ukrywali przy tym za bardzo, że nie tyle liczą na jego wygraną co na to, że odbierze Trumpowi tyle głosów, że wygra Hillary Clinton. Nikt jednak nie chciał być ich kandydatem, kiedy McMullin się na to zgodził było już za późno, żeby go zarejestrować w większości stanów. Pomimo medialnej klaki jego start okazał się żenującą porażką – zajął w tych wyborach dopiero piąte miejsce z wynikiem 0,53 proc. 

USA praktycznie od początku swojego istnienia ma system dwupartyjny. Obecny podział na Republikanów i Demokratów sięga 1824 roku, kiedy Partia Demokratyczno-Republikańska podzieliła się na dwie, spychając Partię Federalistyczną na śmietnik historii. Wielu politologów uważa, że jednym z powodów braku innych partii jest fakt, że te istniejące są bardzo luźnymi konstrukcjami bez jasnego przywództwa i potrafią łączyć w sobie polityków o bardzo różnych poglądach. Na uwagę dziennikarzy, że w historii USA było już wiele podobnych inicjatyw i żadna z nich nie skończyła się sukcesem McMullin odparł, że jeszcze nigdy nie widział takiego „głodu nowej partii”. 

Problem w tym, że jak na razie trudno ten głód dostrzec. Po zamieszkach 6 stycznia wielu dotychczasowych sojuszników Trumpa czy też członków jego administracji szybko się od niego odcięło aby nie spadła na nich krytyka. Lewicowe media szeroko pisały wtedy o tym, że Trump przegrał i nie ma już żadnego znaczenia. Teraz jednak wydaje się, że informacje o jego politycznej śmierci były przedwczesne, a on sam nadal cieszy się poparciem zarówno wyborców jak i partyjnych „dołów”.

Przekonał się o tym ostatnio boleśnie senator Bill Cassidy, który podczas pierwszego dnia senackich obrad nad impeachmentem Trumpa zagłosował za jego rozpoczęciem, chociaż wcześniej głosował za uznaniem go za niezgodny z konstytucją. On sam tłumaczył się potem, że przekonały go do tego argumenty Demokratów. Jego tłumaczeń nie przyjął jednak oddział Partii Republikańskiej w jego rodzinnej Luizjanie, który wydał w odpowiedzi oficjalne oświadczenie stwierdzające, że są tą woltą „dogłębnie rozczarowani”.

Temat rzekomej opozycji do Trumpa w łonie Partii Demokratycznej był „grzany” przez dziennikarzy i Demokratów już w 2016 roku, w trakcie wyborów. Ruch „Never Trump”, jak go ochrzciły media, przyciągnął kilka znanych nazwisk, jak chociażby senatora Mitta Romneya czy nieżyjącego już senatora Johna McCaina, ale nigdy nie zdobył poparcia wśród innych Republikanów, a wielu jego członków szybko się z Trumpem pogodziło. Najbardziej znaczący był tutaj przypadek niezwykle wpływowego senatora Lindseya Grahama. Graham był jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników Trumpa, ale po jednej rozmowie w cztery oczy stał się jednym z jego największych sojuszników. Niestety żaden z polityków nie ujawnił jakie słowa padły podczas tej rozmowy.

W zasadzie plan rozłamu w partii tylko raz odniósł sukces. Republikanin Theodore Roosevelt po dwóch kadencjach w Białym Domu przeszedł na polityczną emeryturę (limit kadencji wprowadzono dopiero później z powodu jego kuzyna, Franklina Delano Roosevelta). Postanowił jednak wystartować ponownie w 1912 roku gdyż nie podobała mu się polityka walczącego o reelekcję Republikanina Williama Howarda Tafta. Po przegranej w republikańskich prawyborach Roosevelt założył własną Partię Postępową i wystartował z jej nominacji. Jego partia istniała osiem lat i nie osiągnęła większych sukcesów, a wybory ostatecznie wygrał Demokrata Woodrow Wilson, ale Roosevelt osiągnął swój cel – zdobył więcej głosów od Tafta (27 proc. do 23 proc,), pozbawił go szans na reelekcję i de facto zakończył jego karierę.
 

 



Źródło: niezalezna.pl, Guardian, Reuters

albicla.com@ Wiktor Młynarz