Wczoraj międzynarodowy zespół śledczych badający sprawę zestrzelenia w 2014 r. nad Donbasem malezyjskiego boeinga, poinformował, że zamierza postawić w tej sprawie zarzuty trzem Rosjanom i Ukraińcowi. Decyzja śledczych została poważnie przyjęta przez opinię międzynarodową. Dziś do tej sprawy odniósł się prezydent Rosji, Władimir Putin. Nie było zaskoczenia...
Międzynarodowy zespół śledczy badający sprawę katastrofy MH17, złożony ze śledczych i prokuratorów z Holandii, Malezji, Australii, Belgii i Ukrainy, poinformował, że zamierza postawić w tej sprawie zarzuty trzem Rosjanom - Igorowi Girkinowi, Siergiejowi Dubinskiemu i Olegowi Pułatowi oraz Ukraińcowi Leonidowi Charczence.
- Uznaje się, że ci podejrzani odegrali istotną rolę w śmierci 298 niewinnych cywilów
- powiedział holenderski prokurator generalny Fred Westerbeke. "Mimo tego, że sami nie nacisnęli guzika, podejrzewamy ich o bliską współpracę w ramach transportowania (systemu rakietowego), w celu zestrzelenia samolotu" - dodał. Prokurator zakłada, że proces potrwa około roku i w sprawie może być więcej podejrzanych. Dodał, że celem śledczych jest ustanowienie tożsamości osób, które obsługiwały system Buk.
Dzisiaj do sprawy odniósł się prezydent Rosji, Władimir Putin, który - bez zaskoczenia - uznał, że "ustalenia śledczych o niczym nie mówią".
- To, co widzieliśmy, co przedstawiono jako dowody winy Rosji, absolutnie nas nie urządza; tam nie ma żadnych dowodów i wszystko, co zostało przedstawione o niczym nie mówi
- powiedział Putin.
Wczoraj sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg przyznał, że postawienie zarzutów czterem podejrzanym będzie kamieniem milowym w kierunku wyjaśnienia prawdy w sprawie katastrofy malezyjskiego boeinga.