Wiec poparcia Łukaszenki w Grodnie przypominał momentami film komediowy.
- Niby Grodna nie kocha, a już drugi raz w tym roku przyjeżdża
– mówi pani Kaciaryna z salonu piękności w centrum miasta. Poprzedni raz Łukaszenka odwiedził stolicę graniczącego z Polską obwodu w czerwcu. Wcześniej przez 26 lat odwiedził Grodno zaledwie cztery razy.
Czy mieszkańcy tego miasta kochają Łukaszenkę? „No niech pani sobie sama popatrzy. Chyba kochają” – mówi pani Stanisława do dyktafonu, wskazując tłum manifestujący pod oficjalnymi, czerwono-zielonymi flagami. A po cichu dodaje:
"To urzędnicy i żołnierze, spędzają ich”
Trudno ustalić, ilu spośród kilku tysięcy uczestników mitingu przyszło tu na polecenie z pracy, a ilu dobrowolnie. Faktem jest, że do ostatniej chwili informacji o przybyciu prezydenta na spotkanie ze swoimi zwolennikami nie było.
- Jest przecież obok na poligonie. Przyjechał tu obronić nas przed Polską
– mówi młoda mieszkanka Grodna tonem, po którym trudno stwierdzić, czy to na serio, czy sarkazm.
„Ja nic nie myślę. Nasz Łukaszenka jest najlepszy – tak proszę napisać!” – odpowiada pani w koszulce z logiem organizacji Biełaja Ruś, zapytana o to, czy wierzy w zagrożenie ze strony Polski i NATO. „No nie, nie wierzę” – mówi inna uczestniczka mitingu. I mrugając okiem dodaje: „Ale wierzę w wewnętrzne zagrożenie”.
Łukaszenka: Przed kim by się prężył minister obrony?
Temat możliwej agresji z zewnątrz, z dość wyraźnym wskazaniem na Polskę, od kilku dni dominuje w wypowiedziach białoruskiego prezydenta. Według niego jest to jeden z elementów antybiałoruskiego spisku, który w kraju polega na destabilizacji i organizacji protestów.
Zwracając się do mieszkańców Grodna, Łukaszenka przekonywał, że tylko on może zapewnić im bezpieczeństwo.
- Wyobraźcie sobie, że nie ma Łukaszenki. Kto by dowodził wojskami na zachodniej granicy? Przed kim by się prężył na baczność minister obrony?
– pytał.