Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Świat

Prof. Romuald Szeremietiew o wojnie na Ukrainie: Rosja nie może jej wygrać

W rozmowie z portalem Niezalezna.pl były wiceminister obrony narodowej i doktor habilitowany nauk wojskowych Romuald Szeremietiew stwierdził, iż w obecnej rosyjskiej operacji w rejonie Charkowa chodzi o to, aby uniemożliwić Ukrainie ewentualne uderzenie od północy. Dodaje, iż nie spodziewa się zapowiadanej przez wielu komentatorów letniej ofensywy Rosjan.


Chciałbym porozmawiać z Panem o obecnej sytuacji na Ukrainie. Jak Pan ocenia to, co się teraz dzieje na froncie?

Reklama

Sytuacja jest trudna do oceny. Wcześniej przewidywałem, że ukraińska kontrofensywa powiedzie się i już w tym roku będziemy oglądali zakończenie tej wojny. Pomyliłem się nie dlatego, że jestem tak marny w ocenie. Tylko dlatego, że zakładałem pewne rzeczy, które wydawały mi się spełnione. A nie były!

Pierwsza kwestia, co do której pomyliłem się, to sprawność dowództwa ukraińskiego. Generał Załużny robił bardzo dobre wrażenie i wydaje mi się, że Zełenski popełnił ciężki błąd, odwołując generała. Błąd, jeżeli w ogóle chodzi o dowodzenie na froncie.

Druga kwestia: uznałem za pewnik to, że dostawy uzbrojenia i sprzętu są wystarczające do tego, żeby przeprowadzić kontrofensywę. Przecież strona ukraińska mówiła, że te dostawy są w pełni zabezpieczone!

Natomiast nie założyłem tego, że Ukraińcy będą rozwijali ową kontrofensywę w najmniej odpowiednim miejscu. Bo uderzali w teren, który Rosjanie mieli czas ufortyfikować i tam rzeczywiście zostały zbudowane nowe linie obrony.

I jeszcze doszła kolejna rzecz: zawinił też Zachód. Aby pokonać rosyjskie umocnienia, żeby ukraińska kontrofensywa odniosła sukces, trzeba było te umocnienia obejść. A nie szturmować „od czoła”. Przecież Niemcy nie szturmowali Linii Maginota, kiedy atakowali Francję w 1940 roku!

Tymczasem armia ukraińska nie mogła obejść rosyjskich umocnień, ponieważ na południowym skrzydle trzeba było szeroko przekraczać Dniepr. Co było bardzo trudne. Z kolei na skrzydle północnym, czyli w rejonie Charkowa, trzeba było wejść na teren Federacji Rosyjskiej i w ten sposób obejść umocnienia od północy. A jak wiadomo, Zachód ciągle nie dawał zgody Ukrainie na to, aby rozwijała swoje działania na terytorium Federacji Rosyjskiej.

To było ciężkie ograniczenie!

A teraz widzimy, że Rosjanie obawiają się tego, że kolejna ukraińska kontrofensywa może wyjść właśnie stamtąd. I dlatego w rejonie Charkowa rozpoczęły się działania rosyjskie. Po to, aby w ogóle uniemożliwić tego typu ewentualnie operacje Ukraińców. Gdyby Zachód wreszcie zgodził się na ich wejście na obszar Rosji.

Wszystkie wymienione elementy sprawiają, że powiedziałbym tak: mam nadzieję na to, że Ukraińcy mają dość żołnierzy oraz że dostaną na czas uzbrojenie i sprzęt. A następca generała Załużnego okaże się równie sprawnym dowódcą jak jego poprzednik. Natomiast prezydent Zełenski nie będzie próbował osobiście dowodzić wojskiem. Bo do konfliktu między generałem a prezydentem doszło również na tym tle. Sądzę, że ten ostatni po prostu „mieszał się” w dowodzenie na konkretnych odcinkach frontu. Co jest niedopuszczalne!

Rosjanie prowadzą tą wojnę w dość specyficzny sposób. Zgodny z opracowaną w Rosji teorią „wojny zrównoważonej”. Czy ten sposób toczenia wojny może przynieść jakieś sukcesy?

Nie! Nie może! Rosjanie mają tu podstawowy kłopot. Ponieważ nie są w stanie użyć tego sposobu, który zawsze stosowali po to, aby wygrać. Oni przecież odnosili zwycięstwo, tylko mając ogromną przewagę. Przysłowiowym jest to (ale podobno tak było rzeczywiście), że słynny marszałek Żukow nie rozpoczynał uderzenia, jeżeli nie miał dziesięciokrotnej przewagi nad nieprzyjacielem, którego zamierzał zaatakować.

Otóż obecnie Rosjanie nie są w stanie zbudować ogromnej armii, która by swoją wielką masą przygniotła ukraińskich obrońców. A jeżeli chodzi o technikę wojskowa i jakość rosyjskiego uzbrojenia, to wiemy, że owa jakość okazała się de facto dość marna. A te różne „superbronie”, o których Putin opowiadał, jeżeli nawet występują, to w jakichś śladowych ilościach. Natomiast podstawą jest wciąż sprzęt jeszcze czasem posowiecki.

To wszystko razem - nie najwyższej jakości uzbrojenie obsadzone niewielką (jak na Rosjan) liczbą żołnierzy - sprawia, że Rosja nie może wygrać wojny!

Przypomnę tu, że nastąpiła zmiana na stanowisku ministra obrony w Rosji. Szojgu poszedł na inne stanowisko. A na jego miejsce przyszedł dotychczasowy wicepremier, o którym mówi się, że trochę zna się na kwestiach materiałowych. I dlatego Putin zdecydował się na to, żeby zmienić konfigurację, jeżeli chodzi o Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej. Nie wiem, czy to da pożądany skutek. Bo cały czas wszyscy mówią, że Rosja już przestawiła  swój przemysł na „tory wojenne”.  Że tam „pełną parą” trwa produkcja amunicja. I tak dalej. Ale nawet, jeżeli to jest prawda, to nie wydaje mi się, żeby Rosja – przy braku „sołdatów” – była w stanie to wszystko jakoś przekształcić w taki „walec”, który zmiażdży ukraińską obronę.

Wspomniał Pan o rosyjskiej operacji w okolicy Charkowa. Po co właściwie ona została podjęta?

Moim zdaniem, chodzi o to, żeby uniemożliwić Ukrainie ewentualne uderzenie od północy. Pomijające umocnienia, które Rosjanie wybudowali na terenach okupowanych. Jak się spojrzy na mapę i na rozmieszczenie różnego rodzaju umocnień, to nasuwa się samo przez się.

Na południu nie udało się Ukraińcom zrealizować planu dojścia do Morza Azowskiego. W kierunku na Mariupol. Bardzo trudno było tam rozwinąć ofensywę i przełamać rosyjską obronę. Więc zostaje tylko kierunek północny. A Zachód i Stany Zjednoczone chyba „miękną co do tego, czy siły zbrojne Ukrainy mogą wkroczyć na teren Federacji Rosyjskiej, czy też nie mogą. Zdaje się więc, iż jesteśmy coraz bliżej tego, że ukraińskie wojsko będzie jednak mogło wejść na obszar Rosji. Bo w końcu, ile czasu można „wiązać ręce” armii ukraińskiej, twierdząc, że ona ma bronić się tylko na własnym terytorium. W sytuacji, kiedy wróg, który atakuje, czuje się komfortowo, bo na jego terenie nic się nie dzieje. To chora sytuacja, biorąc pod uwagę kategorie taktyczno-wojenne. I taka chora sytuacja za długo trwać nie może. Chociaż i tak już trwa długo!

Więc dlatego – moim zdaniem – w optyce rosyjskiego dowództwa Charków odgrywa bardzo istotną rolę. Rosjanie uważają, że trzeba to zająć i umocnić się. I wtedy cały front będzie bardziej stabilny.

Ale samego Charkowa Rosjanie przecież nie są w stanie zdobyć!

Do tej pory nie udało im się go zdobyć. Ale jeżeli będzie poważne zagrożenie w rejonie Charkowa, to Ukraińcy będą tam mieli duży kłopot z możliwościami ofensywnymi. Więc tak, czy inaczej – operacyjnie - to, co robi Rosja - zdobywając okolice Charkowa - ma swój sens.

Czy widzi Pan możliwość rosyjskiej ofensywy latem? Bo niektórzy komentatorzy właśnie ją zapowiadają!

Taką możliwość widziałbym tylko wtedy, gdyby Rosjanie dysponowali ogromną armią. Przecież Zełenski ostatnio mówił, że po stronie ukraińskiej walczy 880 tys. ludzi. To by oznaczało, że sporo ich zginęło z tego miliona, który Ukraińcy początkowo mieli na służbie. Ale 880 tys. ludzi to ciągle bardzo dużo. A przypominam, że aby prowadzić skuteczną ofensywę, trzeba mieć przynajmniej trzykrotną przewagę. Więc jeżeli przyjmiemy, że jest prawdą te 880 tysięcy Ukraińców, to Rosjanie musieliby mieć jakieś 2,5 miliona „sołdatów”, żeby myśleć o przeprowadzeniu skutecznej ofensywy na Ukrainę. Nie wydaje mi się, aby byli w stanie w krótkim czasie (do lata) zgromadzić taką liczbę żołnierzy.

A jaką – według Pana Profesora –  rolę w konflikcie odegrają nowe dostawy uzbrojenia dla Ukraińców? Te od Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i od innych krajów!

Podtrzymają ukraińską obronę. Wspomniane przez pana dostawy nie są – niestety -  tak duże, żeby Ukraina mogła przeprowadzić skuteczną kontrofensywę. Ale zatrzymać ewentualny atak Rosji przy pomocy tego uzbrojenia, które Ukraina dostaje, ten kraj chyba będzie mógł.

Ostatnio Rosjanie atakowali w taki sposób, że niszczyli ukraińską energetykę. Po co to robili?

Z wojskowego punktu widzenia to działanie jest jak najbardziej słuszne: maksymalne osłabienie przeciwnika. Energetyka, transport czy zaopatrzenie to bardzo ważne elementy państwa, w które się uderza.

A czy niszczenie energetyki Ukrainy zatrzyma jej produkcję zbrojeniową?

Ukraina miała dość poważny przemysł zbrojeniowy. W ramach Związku Sowieckiego przysługiwały jej różne specjalizacje. Dlatego też, jak rozpadł się „Sojuz”, Rosja miała duże kłopoty z różnego rodzaju sektorami uzbrojenia. Bo to na terenie Ukrainy funkcjonowały duże zakłady specjalizujące się w produkcji lotniczej, broni pancernej (w tym czołgów) i - zdaje się – też rakiet. Odwiedzałem te zakłady, widziałem jak to wygląda. Jak ten przemysł teraz funkcjonuje, nie wiem. Zresztą nikt dokładnie tego nie wie. Pewnie jakoś funkcjonuje. Bo przecież nie wszystko można zbombardować i zniszczyć. Ale uderzenie w energetykę sprawia, że gdzieś energia nie dociera.  Na przykład: do jakiejś fabryki, która dla armii ukraińskiej produkuje elementy uzbrojenia czy wyposażenia. Więc, patrząc z wojskowego punktu widzenia strony rosyjskiej, to się oczywiście opłaca! 

I ostatnia kwestia: jak może wyglądać koniec wojny na Ukrainie?

To kwestia tego, jak bardzo Ukraina będzie wyczerpana. Bo przecież pamiętajmy, że Ukraina też ponosi straty. I to ogromne! To nie jest tak, że ów konflikt rozgrywa się w ten sposób, że tylko strona rosyjska traci „sołdatów” i jakieś tam „tanki”. Cały czas masakrowana jest też Ukraina. Przez naloty, uderzenia z powietrza i działania wojenne na lądzie. To wszystko bardzo wyczerpuje stronę ukraińską.

I nasuwa się pytanie: czy i na ile Zachód (teraz w szczególności Europa), a więc Niemcy, Francja i tak dalej, będą chciały podtrzymywać ukraiński opór? Bo może kiedyś Amerykanie stracą ochotę na dalsze wspieranie Ukrainy, bo to jednak dużo kosztuje. Europa Zachodnia natomiast powie Zełenskiemu: „Ty, chłopie, musisz się jakoś dogadać, bo więcej od nas nie dostaniesz”. To jest kwestia rozmów, do których my nie mamy dostępu i informacji, których nie znamy.

https://youtu.be/4YBnAw0Ed68

      
  

Reklama