Ponad 200 tys. osób, które uciekły z miasta Afrin w położonej na północy Syrii enklawie o tej samej nazwie, nie ma dachu nad głową, ani dostępu do żywności i wody - poinformował dziś przedstawiciel dotychczasowej administracji Afrinu, Hewi Mustafa.
Według niego, osoby z dziećmi, które uciekły z miasta śpią pod drzewami lub w samochodach.
Dziś Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (MKCK) zaapelował o umożliwienie organizacjom humanitarnym większego dostępu do ludności cywilnej w Afrinie podkreślając, że "wiarygodność Tureckiego Czerwonego Półksiężyca (...) jest bliska zeru" po tureckiej operacji wojskowej w tym mieście.
W niedzielę prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan poinformował o zajęciu przez wojska tureckie i sprzymierzone z nim syryjskie milicje miasta Afrin, które do tej pory było w rękach Kurdów.
Władze Turcji argumentują, że ofensywa, której nadano kryptonim "Gałązka oliwna", ma na celu ochronę granic Turcji, "zneutralizowanie" kurdyjskich bojowników w Afrinie i uwolnienie tamtejszej ludności od "ucisku i opresji". Kurdyjskie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) odpierają zarzuty o terroryzm i oskarżają Turcję o ataki na cywilów.
CZYTAJ TEŻ: Turcja rozpoczęła operację przeciwko siłom kurdyjskim
Ankara uznaje YPG za organizację terrorystyczną, która należy do zdelegalizowanej w Turcji separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).