Prezydent USA Joe Biden jest od poniedziałku z wizytą na zachodzie Stanów Zjednoczonych. – Wyjazd lokatora Białego Domu w ten region Ameryki poświęcony jest nie tylko tematom energetycznym, walką ze zmianami klimatu, ale także promocją swojej osoby i osiągnięć w trwającej już nieoficjalnie kampanii wyborczej do przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Na 15 miesięcy przed wyborami, choć Biden politycznie czerpie z korzystnej koniunktury gospodarczej, niskiej inflacji i małego bezrobocia, to pewnym zagrożeniem są dla niego spadające słupki poparcia, które będzie chciał w najbliższym okresie poprawić – komentuje w rozmowie z portalem Niezależna.pl Tomasz Winiarski, amerykanista.
Prezydent USA rozpoczął w Arizonie swój objazd zachodnich stanów Ameryki, podczas którego ma podkreślać swoje osiągnięcia i ambicje m.in. w walce ze zmianą klimatu, w tym o uchwalonej w ubiegłym roku ustawie Inflation Reduction Act, zakładającej wielomiliardowe inwestycje w zieloną transformację.
Biden ogłosił w Arizonie m.in. powstanie Narodowego Pomnika Baaj Nwaavjo I'tah Kukveni, liczącego 4 tys. km kwadratowych obszaru objętego ochroną. Decyzja oznacza, że na terenach uznawanych przez lokalnych Indian za święte będzie obowiązywał zakaz wydobywania uranu. To już czwarta podobna decyzja Bidena, który wcześniej odnowił ochronę innych terenów: dwóch narodowych pomników w stanie Utah (Grand Staircase i Bears Ears) oraz jednego u wybrzeży Nowej Anglii (Northeast Canyons and Seamounts).
Zdaniem Tomasza Winiarskiego, amerykanisty, wyjazd lokatora Białego Domu w ten region Ameryki poświęcony jest nie tylko tematom energetycznym, walką ze zmianami klimatu, ale także promocją swojej osoby i osiągnięć w trwającej już nieoficjalnie kampanii wyborczej do przyszłorocznych wyborów prezydenckich.
Miejsce i tematy wizyty 80-letniego prezydenta USA nie powinny dziwić tych, którzy obserwują amerykańskie życie publiczne nieco bliżej. Zachód Stanów Zjednoczonych, a w szczególności miejsca takie jak Arizona są terenami, gdzie ostatnimi laty Demokraci byli zdolni odnosić zwycięstwa, tak jak zrobił to Biden w 2020 roku, bądź kandydat tej partii w wyborach gubernatorskich w 2022, odbijając ten stan spod kontroli Republikanów.
Na 15 miesięcy przed wyborami, choć Biden politycznie czerpie z korzystnej koniunktury gospodarczej, niskiej inflacji i małego bezrobocia, to pewnym zagrożeniem są dla niego spadające słupki poparcia, które będzie chciał w najbliższym okresie poprawić. Wedle średniej sondaży, prezentowanej przez portal RealClearPoilitics, Biden może cieszyć się "approval rating" na poziomie 41,2 proc. W porównaniu z ocenami pracy poprzednich trzech prezydentów w tym samym okresie, czyli Donalda Trumpa, Baracka Obamy i George'a W. Busha, Joe Biden prezentuje się najgorzej.
Biden w Arizonie, Nowym Meksyku i Utah rozmawia głównie o energetyce i zmianach klimatu - a więc mówi o gospodarce, a to właśnie kwestie bytowe już teraz są lejtmotywem reelekcyjnej kampanii Bidena. Jego sztabowcy chcą wyznaczyć przez to jasną linię podziału między nim samym, a Donaldem Trumpem, który jest (i będzie nadal) prokuratorsko ścigany za różne wykroczenia. Będą suflować Amerykanom przekaz, że głos na Bidena w listopadzie 2024 roku będzie głosem za stabilnością i przewidywalnością, a na Trumpa za chaosem i niepewnością.
– uważa nasz rozmówca.
Tomasz Winiarski przypomina, że w ogólnokrajowych sondażach, wyniki Bidena są bardzo podobne i porównywalne do wyników prawdopodobnego rywala w wyborach prezydenckich w przyszłym roku – Donalda Trumpa.
W sondażu "New York Times" z końcówki lipca, obaj politycy mogą cieszyć się 43 proc. poparciem. W badaniu pracowni "Morning Consult" to Biden prowadzi różnicą 3 punktów procentowych. Z kolei firma "Premise Data" przyznaje w swoim sondażu, że faworytem do prezydentury jest Trump, na którego chce głosować 42 proc. Amerykanów, podczas gdy głos na Bidena deklaruje 38 proc. wyborców.