Po drugiej stronie Atlantyku narracja w sprawie członkostwa Ukrainy w NATO nie jest jednolita i spójna. Wśród tamtejszej klasy politycznej panuje rozbieżność opinii. Z jednej strony, administracja USA popiera ten kierunek w polityce zagranicznej i optuje za decyzjami, które przyspieszają rozszerzenie Sojuszu o Ukrainę. Sam Joe Biden w trakcie szczytu na Litwie wyraźnie zapewniał o przyszłości Kijowa w Pakcie Północnoatlantyckim. Z drugiej zaś, w Ameryce pojawiają się głosy wpływowych medialnych komentatorów, które podważają zasadność rozszerzania NATO o Ukrainę z perspektywy interesów strategicznych USA – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl Tomasz Winiarski, amerykanista, komentując echa zakończonego wczoraj szczytu NATO.
Dziękuję, panie prezydencie – tak podsumował na Twitterze prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski spotkanie z przywódcą Stanów Zjednoczonych, Joe Bidenem na zakończenie szczytu NATO w Wilnie. Państwa grupy G7, ze Stanami Zjednoczonymi na czele, uzgodniły w trakcie szczytu wspólną deklarację, która stanowi, że "będziemy pracować wspólnie z Ukrainą nad konkretnymi i dwustronnymi długoterminowymi zobowiązaniami dotyczącymi bezpieczeństwa w celu zagwarantowania trwałej siły zdolnej do bronienia Ukrainy obecnie i powstrzymania wszelkiej agresji rosyjskiej w przyszłości".
Wcześniej amerykański przywódca, w kontekście przyszłego członkostwa Ukrainy w NATO, powiedział, że "tak się stanie".
Mam nadzieję, że w końcu rozstrzygnęliśmy kwestię, tego, czy Ukraina jest mile widziana w NATO. To się stanie. Idziemy w dobrym kierunku. Myślę, że to tylko kwestia przejścia przez następnych kilka miesięcy.
Z jednej strony, administracja USA popiera ten kierunek w polityce zagranicznej i optuje za decyzjami, które przyspieszają rozszerzenie Sojuszu o Ukrainę. Sam Joe Biden w trakcie szczytu na Litwie wyraźnie zapewniał o przyszłości Kijowa w Pakcie Północnoatlantyckim. Z drugiej zaś, w Ameryce pojawiają się głosy wpływowych medialnych komentatorów, które podważają zasadność rozszerzania NATO o Ukrainę z perspektywy interesów strategicznych USA.
Choć realnie patrząc, Kijów otrzymał niemalże wszystko, co na tę chwilę było do ugrania, ukraińskie władze nie zostały w pełni zadowolone z ostatecznych rezultatów szczytu. Republikański senator Lindsey Graham z Karoliny Południowej napisał na swoim Twitterze, że "rozumie frustrację" Ukraińców z powodu braku podjęcia bardziej wiążących decyzji. Polityk zwrócił uwagę, że w interesie miłującego wolność świata jest stworzenie takich rozwiązań i mechanizmów bezpieczeństwa, które zagwarantują, że po wojnie na Ukrainie w przyszłości nie dojdzie do kolejnej rosyjskiej inwazji na ten kraj. Senator Graham oskarżył też administrację Bidena, że zaprzepaściła wiele okazji, aby powstrzymać rozlew krwi, a obecnie stosowane przez Biały Dom półśrodki są na Kremlu uznawane za słabość.
Publicysta konserwatywnego dziennika "New York Post", Michael Goodwin, który choć pochwalił Bidena za stanowczy sprzeciw wobec agresji Putina, to zarzucił mu gorszą realizację szczegółów tego sprzeciwu. Chodziło m.in. o sposób realizacji pomocy wojskowej dla Ukrainy czy nieoczekiwanie szczere wypowiedzi Bidena w wywiadach telewizyjnych, w których prezydent sugerował, że jest jeszcze wyraźnie "za wcześnie" na rozmowę o członkostwie Kijowa w Sojuszu.
Ukraińcy mają prawo czuć się sfrustrowani, tak jak pisze Graham, lecz z drugiej strony, znając prawidła działania amerykańskiej polityki i dyplomacji, wiemy ponad wszelką wątpliwość, że jej młyny po prostu mielą wolno, lecz dokładnie i starannie. Polski przykład stanowi tu punkt odniesienia. My także musieliśmy starać się całą dekadę o członkostwo w NATO. Pomimo tego, że formalnie byliśmy członkiem Sojuszu od 1999 r., to przez spory okres naszej obecności tam pozostawaliśmy nieco "członkiem drugiej kategorii". Sytuację tę zmieniła dopiero decyzja z 2014 r. o obecności wojsk amerykańskich w Polsce.
Reasumując, Ukraina jest na najlepszej drodze, aby w niedalekiej przyszłości stać się częścią Sojuszu Północnoatlantyckiego. Pytanie nie jest już "czy”, a jedynie "kiedy”.