W rozmowie z portalem Niezalezna.pl politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika profesor Roman Bäcker stwierdził, iż po buncie Prigożyna w Rosji nastała nowa epoka. Bo - jak sprecyzował ekspert - zarówno zwykli Rosjanie, jak i tak zwane kremlowskie wieże już wiedzą, że Putin jest po prostu słaby. W efekcie – dodał profesor Bäcker – obecny prezydent Rosji może stracić władzę nawet w kilka godzin!
Minął już pięćsetny dzień wojny rosyjsko-ukraińskiej, nazywanej przez Rosjan „operacją specjalną”. Był też bunt Jewgienija Prigożyna. Jakie obecnie - po tym wszystkim - panują nastroje w Rosji?
Jeżeli by patrzeć na oficjalne badania sondażowe, to przeważają w nich treści wymyślone przez oficjalną propagandę. A więc np. Prigożyn jako taki nie jest już po 24 czerwca traktowany jak jeden z bohaterów. Jest traktowany przede wszystkim jako ten, komu niezbyt mocno można ufać.
Jednak mówienie o tym, jakie jest rzeczywiste myślenie Rosjan, jest w dużej mierze „wróżeniem z fusów”. Właściwie nie wiadomo, co dokładnie i czy w ogóle Rosjanie myślą. Nie wiadomo choćby dlatego, że ich zachowania w czasie buntu Prigożyna były zupełnie odmienne od tych deklarowanych w oficjalnych mediach i w badaniach socjologicznych. Po prostu Rosjanie inaczej zachowują się w sytuacji przymusowej, a zupełnie inaczej wtedy, gdy mają możliwość wyboru.
Jest to typowe dla ludzi zniewolonych, którzy zachowują się tak, jak oczekuje ich władca. Jednakże, kiedy nagle uzyskują możliwość wyboru, a więc chociażby „szczyptę” wolności, wtedy wyraźnie pokazują, jaki jest ich stosunek do władcy, a więc do tego, kto ich do tej pory zniewalał.
Można więc chyba powiedzieć, że zachowanie mieszkańców Rosji podczas buntu Prigożyna pokazało ich prawdziwe nastawienie wobec Putina. Bo przecież oni byli bardzo przyjaźni wobec najemników traktowanych jako wrogowie prezydenta Rosji! Przynajmniej tak to pokazywano. Chociaż podobno dochodziło też do walk zwolenników Putina i Prigożyna.
Sytuacja była bardziej skomplikowana, niż to się wydawało prostym Rosjanom: Gierasimow i Szojgu dążyli do tego, żeby zaistniało jednolite kierownictwo nad wszystkimi oddziałami zbrojnymi walczącymi na froncie. W związku z tym chcieli, by nie tylko grupa Wagnera, ale również - na przykład - oddziały czeczeńskie czy mnóstwo innych struktur zbrojnych lub paramilitarnych, całkowicie podporządkowało się Ministerstwu Obrony. Prigożyn nie zgadzał się na to. Doszło do próby zbrojnego podporządkowania sobie jego oddziałów. W reakcji Prigożyn postanowił iść na Moskwę po to, aby zdjąć Szojgu i Gierasimowa ze stanowisk. To oni zagrażali jemu i istnieniu jego oddziałów.
Do tak gwałtownego zaostrzenia sytuacji doszło głównie ze względu na zaniechania Putina. Prezydent Rosji nie był w stanie ustalić relacji między oddziałami wagnerowskimi Prigożyna a armią.
Bunt Prigożyna był więc skierowany przeciwko dowództwu armii, a podjęto go w obronie istnienia oddziałów wagnerowców. Oczywiście, po kilku godzinach okazało się, że - ze względu na zachowanie wszystkich naokoło - jest on skierowany również przeciwko Putinowi.
Prigożyn nie miał takiego celu. Sytuacja go przerosła. I wtedy, dwieście kilometrów od Moskwy skapitulował. W jakichkolwiek europejskich warunkach byłoby to niesłychanie daleko. W Rosji jest inaczej. Dwieście kilometrów od Moskwy to granica tak zwanego „Podmoskowia”, czyli strefy naokoło Moskwy. Wejście w ową strefę, przekroczenie tej granicy, jest dokładnie tym samym, co przekroczenie rzeki Rubikon przez zbuntowane oddziały Cezara, który chciał zdobyć władzę w Rzymie. Prigożyn nie zdecydował się na to. Bunt zakończył się. Ale ujawnił on kryzys przywództwa i generalną słabość całego państwa rosyjskiego. Od tego momentu mamy do czynienia z całkowicie nową epoką w Rosji. W tej chwili jej mieszkańcy w większym stopniu patrzą na słabości swojego państwa, a już w mniejszym marzą o podboju Ukrainy i wielkim rosyjskim mocarstwie. Wiedzą bowiem, że to pierwsze jest rzeczywistością, a drugie całkowitą mrzonką.
Po buncie Prigożyna Rosjanie w swojej masie wiedzą już jedno: państwo rosyjskie jest słabe, a Putin jest człowiekiem, który nie ma siły na to, żeby w sposób nieograniczony decydować o ich losie, o ich życiu i śmierci. To generalna konstatacja.
Trzeba jednak pamiętać o tym, że społeczeństwo rosyjskie nie jest jednolite. Jego różnorodność jest większa, niż to występuje w Europie. Jest jednak jedna wspólna cecha Rosjan: poddani Putina są uwikłani we wszechpotężne hierarchie. Mówienie zatem o jakimkolwiek jednolitym obrazie świadomości politycznej Rosjan jest złudzeniem. W rzeczywistości Rosjanie myślą w inny sposób niż wolne narody Europy i jest to jeszcze bardziej zróżnicowane niż w Europie.
Elity rosyjskie nie myślą ideami, nie chcą się poświęcać dla idei imperium. Ich celem jest pragmatyczne i jednocześnie zwierzęce dążenie do jak największego zakresu władzy. Gdyby tego nie robiły, to nie tylko nie mogłyby utrzymać swój status społeczny czy materialny, ale po prostu nie miałyby szans na przeżycie.
Dla najważniejszych urzędników rosyjskich osłabienie Putina oznacza to, że oni sami mają więcej władzy niż poprzednio. Że mogą samemu decydować o większej liczbie spraw i nie muszą tego przekazywać Putinowi do rozstrzygania.
Po buncie Prigożyna, który pokazał, że ogromna część rosyjskich elit nie ma najmniejszej ochoty ginąć za Putina, prezydent Rosji chciałby przywrócić stan pierwotny. Ale generalnie na razie mu się to nie udaje. Na przykład Kadyrowowi pogroził wszczęciem śledztwa w sprawie pobicia na terytorium Czeczenii adwokata i dziennikarki, którzy ośmielili się przyjechać na proces więźnia politycznego. Kadyrow jednak tym się nie przejął. I już w tej chwili wiadomo, że Czeczenia jest najbardziej niepodległym podmiotem w ramach Federacji Rosyjskiej. Faktycznie niepodległym państwem! I w Czeczenii Kadyrow może robić to, co chce, a żadna rosyjska instytucja nie jest w stanie mu tego zabronić. To jedna z licznych konsekwencji buntu Prigożina. W dodatku Kadyrow wyraźnie ogłosił, że czeczeńskie oddziały nie będą broniły Putina za wszelką cenę. Kolejnym krokiem tego uniezależnienia może być całkowite wycofanie oddziałów czeczeńskich z frontu ukraińskiego.
Jeżeli chodzi o armię, to mamy do czynienia z koniecznością przygotowywania się do kolejnych ofensyw ukraińskich. I tym samym armia - która w tej chwili jest jedną z dominujących sił w Rosji - wie, że warunkiem jej przetrwania jest niepoddawanie się ofensywie ukraińskiej. Ale to nie oznacza, że nie żąda więcej i więcej od Kremla.
Jednak tą wojnę między poszczególnymi klanami, koteriami i grupami interesu rozstrzygnie kilka innych grup, a nie armia. Przede wszystkim Federalna Służba Bezpieczeństwa oraz GRU, czyli rosyjski wywiad i kontrwywiad wojskowy, które posiadają samodzielną pozycję, niezależną od dowództwa wojska rosyjskiego.
Do tego dochodzi jeszcze wzrastająca niezależność gubernatorów (szefów poszczególnych podmiotów Federacji Rosyjskiej), którzy wiedzą doskonale, że Putin już nie będzie w stanie decydować o ich losach, jeżeli tylko podporządkują sobie wszystkie regionalne elity.
Na szczytach rosyjskiego państwa mamy więc do czynienia ze wzrastającą autonomią poszczególnych, najważniejszych grup interesu, koterii, elit. W Rosji są one nazywane „kremliowskimi baszniami”, czyli „wieżami” podtrzymującymi i broniącymi obóz władzy. Ta metafora oznacza najważniejsze struktury polityczne, od których poparcia zależy istnienie Putina. Prezydent Rosji wie, że musi walczyć o ich poparcie. Istnienie tego poparcia jest warunkiem jego trwania na stanowisku prezydenta!
A czy już wspomniane przez Pana Profesora walki „wież” kremlowskich doprowadzą do tego, że Putin upadnie? Może jednak zdoła znaleźć sojuszników i utrzyma się? Co jest bardziej prawdopodobne?
Putin istnieje tylko dlatego, że „wieże kremlowskie” jeszcze nie podjęły decyzji, kto ma go zastąpić. W tym momencie obecna sytuacja jest dla nich wygodna. Inaczej mówiąc: czują się bardzo silne, bo wiedzą doskonale, że Putin nie jest w stanie im zagrozić. A jednocześnie wiedzą, iż każdy, kto będzie rządził po Putinie, może im zagrozić. Tak bowiem było w historii Związku Sowieckiego. W tamtych czasach wódz czy sekretarz generalny wywodził się z grona osób najmniej znaczących w kręgu pretendentów. A potem, po kolei, podporządkowywał sobie lub niszczył wszystkich pozostałych po to, żeby utrzymać swoją władzę.
Na razie słaby i niebędący w stanie zagrozić pozycji najważniejszych graczy rosyjskich Putin jest o wiele bardziej wygodny niż nominowany na stanowisko prezydenta ktoś spośród liderów najsilniejszych kremlowskich „baszni”. Ale jeżeli Putin nie będzie w stanie zapewnić koteriom takiego poziomu bezpieczeństwa i zakresu władzy, jakie obecnie posiadają, oraz jeśli państwo rosyjskie będzie zagrożone (ze względu chociażby na klęski na ukraińskim froncie), wtedy poszczególne „wieże kremlowskie” mogą dojść do porozumienia i Putin przestanie rządzić. Czasami wystarczy kilku godzin od zawiązania się takiego porozumienia do jego realizacji. W takich sytuacjach bowiem czas liczy się o wiele bardziej, niż w jakimkolwiek innym scenariuszu.
A jeżeli chodzi o wojnę o Ukrainie, to czy ona będzie się toczyć niezależnie od tych waśni na Kremlu: żołnierze będą po prostu walczyć, a dowódcy nimi kierować? Nie przejmując się tym, co dzieje się w Moskwie?
Wojna będzie toczyła się tak długo, dopóki na Kremlu będzie utrzymywał się obecny stan chwiejnej niestabilizacji. Każdy bowiem, kto przejmie władzę po Putinie, będzie miał możliwość zakończenia tej wojny na dowolnych warunkach. Przegrana Rosji może bowiem zostać wtedy dopisana do długiej listy win, zaniechań i grzechów obecnego prezydenta. A nowy prezydent będzie „czyściuteńki”! I tym samym będzie miał możliwości decydowania również o zakończeniu wojny. Będzie mógł to zrobić, również ogłaszając całkowitą klęskę. A więc wycofując wszystkie wojska rosyjskie z terytoriów okupowanych Ukrainy. Takiej możliwości nie ma Putin. I dopóki on będzie rządził, będzie robił wszystko, żeby wojna trwała. To jest bowiem warunek jego istnienia. Wojna przegrana przez Putina oznacza bowiem to, że następuje jego nieuchronny koniec. Przegrana wojna z Ukrainą to przecież całkowite zniszczenie mitu „Putina - silnego człowieka”.
Myśli Pan Profesor, że ta przegrana jest nieuchronna? Może jednak Rosjanie będą mogli zawrzeć jakiś zwycięski pokój, zachowując przynajmniej część zdobytych ziem? Oczywiście z Krymem włącznie!
Nie wiem, na co zdecydują się Ukraińcy. Cel, który został przez nich sformułowany, jest bardzo wyraźny i jasny. I choć ukraińska ofensywa jest bardzo powolna, to jednak wyraźnie widać, że ukraińskie wojsko potrafi szukać rozwiązań pozwalających na sukces walk ofensywnych. I wiadomo, że w tej chwili Ukraina ma inicjatywę strategiczną: wyznacza pole bitwy i sposób walki. Tym samym wszystko wskazuje na to, że to Ukraina będzie w stanie dyktować warunki pokoju.
Co oznaczałoby koniec Putina!
Putin nie będzie miał możliwości dalszego rządzenia, jeżeli przegra wojnę z Ukrainą. Natomiast o tym, w jaki sposób ta sprawa się rozstrzygnie, na pewno nie będą decydowali wyborcy w drodze uczciwych, wolnych i konkurencyjnych wyborów prezydenckich, bo takich w Rosji po prostu nie ma!