Nożownik zabił dwie młode kobiety przed dworcem kolejowym w Marsylii. Mężczyzna został zastrzelony przez żołnierza ochraniającego miejsce w ramach antyterrorystycznej operacji Sentinelle. – Gdyby nie było tam wojska, zginęłoby znacznie więcej ludzi – powiedziała radiu France Bleu Province deputowana do francuskiego parlamentu z regionu Marsylii Samia Ghali.
Według trzech źródeł policyjnych jego sprawca wykrzykiwał "Allahu Akbar" (po arabsku "Bóg jest wielki").
Mające 17 i 20 lat ofiary doznały krwawych ran - podały dwa źródła policyjne, precyzując, że pierwszej z nich zabójca podciął gardło, a drugą pchnął nożem w brzuch.
Jak podało źródło policyjne, sprawca zamachu był znany władzom w związku z popełnionymi przestępstwami pospolitymi.
Według dwóch źródeł policyjnych napastnik miał ze sobą nóż rzeźnicki, liczył około 30 lat i wyglądał na mieszkańca Afryki Północnej. Przy mężczyźnie nie znaleziono dokumentów osobistych.
Uważam, że siły bezpieczeństwa zareagowały nadzwyczaj szybko. Trudno byłoby zrobić więcej, skoro widać, że odległość między zwłokami ofiar i napastnikiem to tylko 10 metrów, zatem interweniowały one szybko - powiedział rozmawiając na miejscu zamachu z telewizją BFM przewodniczący rady regionu Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże Renaud Muselier.
W związku z zamachem do Marsylii udał się francuski minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb. Otoczenie dworca Saint-Charles zostało zablokowane przez około 200 funkcjonariuszy policji. Francuskie koleje SNCF wezwały do unikania podróży do Marsylii, a 200 pociągów zostało przekierowanych na inne trasy lub oczekuje na dalszą jazdę na stacjach w regionie.
Prezydent Francji Emmanuel Macron napisał na Twitterze, że jest "głęboko wstrząśnięty barbarzyńskim atakiem w Marsylii", wyrażając jednocześnie uznanie dla "biorących udział w operacji Sentinelle żołnierzy i policjantów, którzy zareagowali z zimną krwią i skutecznie".