Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Niebinarny angielski pociąg. Tomasz Łysiak o genderowych idiotyzmach

Jeśli w ubiegłym tygodniu myślałem, że świat kreowany przez ideologów liberalnej lewicy sięga szczytów absurdów oskarżając księcia z bajki o seksualne napastowanie Śpiącej Królewny pocałunkiem – myliłem się. Za jednym absurdem goni kolejny i nie wiadomo, który jest bardziej idiotyczny. Tym razem nie w Ameryce, a w Anglii rzecz się dzieje. Chodzi o słowa, które padają z głośników w trakcie jazdy pociągiem - pisze dla Niezalezna.pl Tomasz Łysiak.

pixabay.com

Linie kolejowe ze stolicy Wielkiej Brytanii, London North Eastern Railway – jak podał dziennik „The Sun” – wpisem na Twitterze wyraziły publiczne ubolewanie w związku z zachowaniem jednego z konduktorów. Mężczyzna ów, szowinista zapewne i prawicowy kato-nazista ukryty pod mundurem kolejarza, przez mikrofon nadał komunikat, w którym do pasażerów zwrócił się: „Good afternoon ladies and gentlemen, boys and girls…”. Te okrutne, pozbawione wrażliwości i kultury słowa, usłyszało dwoje niebinarnych osób – Laurence Coles oraz Charlotte Monroe. Od razu zastrzegam, nie myślmy, iż Laurence to „on” a Charlotte „ona”. W każdym razie Laurence napisał na Twitterze (napisała, napisało, napisali, napisały), że jako „niebinarna osoba nie będzie tego słuchać, gdyż tego typu komunikat nie odnosi się do niego (niej, nich). To jeszcze byłoby właściwie nic, gdyby nie fakt, że linie kolejowe postanowiły się odnieść, przeprosić i podkreślić, że „menedżer pociągu nie powinien używać takiego języka”. Zapewniono też, iż firma będzie nad problemem pracować. 

Żałość mnie wzięła. Nad tą brytyjską linią, nad konduktorem (oby mu teraz funciaków z pensji nie obcięli) i nad naszym światem – historia to bowiem, jak wyjęta z jakiegoś świata science-fiction, z powieści Orwella czy też umoralniającej czytanki ukazującej się w Związku Sowieckim za głębokiego stalinizmu. 

A jednocześnie zacząłem się zastanawiać – dokąd to ma dojść? Jaki jest – jakiś upragniony przez tę rewolucję kulturową, która rozgrywa się na naszych oczach – cel, meta, punkt końcowy? 

Czy naprawdę zwrot „Good afternoon ladies and gentlemen” jest z gatunku „bad language”, jest czymś, za co trzeba przepraszać, gdyż jakieś niebinarne jednostki sobie tego nie życzą? Czego więc oczekujemy? By w ogóle zlikwidować z języka zwroty „pan”, „pani”, „kobieta”, „mężczyzna”, „chłopak”, „dziewczyna, „matka”, „ojciec”? Że za lat kilka kolejne oświecone „rady językowe” uznają, iż słowa te nabrały ofensywnego znaczenia i zakażą ich używania publicznie? 

Jak wtedy będą brzmiały komunikaty w pociągach? „Obsługa, obsług, pociągu, pociągini, Szopen, Szopena, z Wrocławia, Wrocławi do Warszawy, Warszawu wita wszystkie osoby binarne oraz niebinarne”? Taki ma być cel?

Włosi na przykład już bardzo dawno wpadli na to – jak uspokoić wszystkie binarne czy niebinarne osoby podróżujące koleją. Mają w języku włoskim słowo, które od razu łagodzi nastroje. Otóż w Italii na „peron” mówi się „il binario”. Nadjeżdża pociąg i staje na binario. Kto jest binario, sobie wsiada, a kto nie binario – albo też wsiada świadomie, albo w ramach protestu idzie złapać taxi, autobus, czy hulajnogę. 

 



Źródło: niezalezna.pl

#polityczna poprawność

Tomasz Łysiak