Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Świat

Netanjahu w ogniu krytyki

- W Izraelu nie ma obywateli drugiej kategorii - oświadczył prezydent tego państwa Reuwen Riwlin, krytykując premiera Benjamina Netanjahu za jego komentarz o izraelskich Arabach.

Nie wierzę, że są partie, które porzuciły ideę, iż Izrael jest żydowskim państwem demokratycznym - demokratycznym i żydowskim zarazem

Reklama

- mówił Riwlin w Jerozolimie na obchodach 40. rocznicy podpisania traktatu pokojowego z Egiptem.

Nie ma i nie będzie obywateli czy wyborców drugiej kategorii

 - oświadczył.

Dodał, że przy urnach wyborczych "wszyscy są równi", w tym Żydzi i Arabowie.

Uznał, że dyskusja dotycząca izraelskich Arabów jest "całkowicie nie do zaakceptowania", zwracając uwagę, że odbywa się ona w kampanii wyborczej.

Wypowiedź prezydenta to komentarz do postu Netanjahu na Instagramie, w którym premier stwierdził, że "Izrael nie jest państwem wszystkich swoich obywateli".

Zgodnie z przyjętym podstawowym prawem narodowym Izrael to państwo narodowe Żydów - i tylko ich

- dodał szef rządu. Netanjahu odpowiedział w ten sposób aktorce Rotem Seli.

Kiedy ktokolwiek z tego rządu powie opinii publicznej, że jest to państwo wszystkich obywateli, a wszyscy ludzie rodzą się równi?

 - pytała ona retorycznie w mediach społecznościowych.

Przypominała też, że Arabowie, stanowiący ok. 17 proc. mieszkańców Izraela, to również obywatele tego kraju.W dyskusję włączył się polityczny rywal Netanjahu i szef ugrupowania Moc Izraela Benny Ganc. Uznał on, że były premier państwa żydowskiego i pierwszy lider Likudu Menachem Begin "już wykopałby Netanjahu z partii".

Bądźmy szczerzy, Begin nie pasowałby do Likudu Netanjahu, byłby uważany za wroga Izraela

 - napisał Ganc na Facebooku.

Zarzucił również szefowi rządu dzielenie społeczeństwa.

Premier ostrzega regularnie, że ewentualna porażka jego prawicowego Likudu w kwietniowych wyborach parlamentarnych może spowodować wejście do nowej koalicji rządowej partii arabskich. Same te ugrupowania wykluczają jednak taki krok; konkurująca z premierem centrolewica utrzymuje z kolei, że nie będzie potrzebowała ich wsparcia w tworzeniu rządu.

Reklama