Petro – pierwsza kryptowaluta wspierana przez państwo – weszło do obiegu we wtorek. Według „Time’a” jest to efektem współpracy, „na wpół ukrytego joint venture” między przedstawicielami władz i biznesmenami z Wenezueli oraz Rosji.
Powołując się na sankcje nałożone przez USA na Wenezuelę w sierpniu, w dekrecie sprecyzowano po prostu, że każdy, kto posłużyłby się nową kryptowalutą, złamałby te sankcje. Dopuściłby się tego również każdy, kto pomógłby Wenezueli w sprawie petro.
Według „Time’a” być może właśnie dlatego Rosjanie uczestniczący w tej operacji starają się pozostać w cieniu. Powołując się na własne śledztwo tygodnik pisze o „odciskach palców Moskwy” w całym procesie powstawania wenezuelskiej kryptowaluty.
Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro zapowiedział w grudniu ub.r., że aby walczyć z finansową "blokadą" kraju wprowadzi kryptowalutę, petro, mającą pokrycie w rezerwach surowców. Wenezuela dotknięta jest poważnym kryzysem mimo największych na świecie rezerw ropy.
Według Maduro "blokadę" kraju wywołały amerykańskie sankcje nałożone na Caracas w związku z - jak to określił Departament Stanu USA - podważaniem demokracji.
Tygodnik pisze następnie, powołując się na anonimowego przedstawiciela jednego z rosyjskich banków państwowych, który zajmuje się kryptowalutami, że doradcy Kremla nadzorowali tworzenie petro w Wenezueli, na co w ubiegłym roku zgodził się prezydent Władimir Putin.
Ludzie bliscy Putinowi powiedzieli mu, że tak można uniknąć sankcji. I tak się to wszystko zaczęło – powiedział.
Resort finansów Rosji przesłał „Time’owi” oświadczenie, w którym podkreślono, że żaden z rosyjskich organów finansowych nie był zaangażowany w tworzenie petro. Kreml nie odpowiedział na pytania w tej sprawie przesłane przez tygodnik mailem. Także rząd Wenezueli nie zareagował na prośbę o komentarz.