Bundeswehra - niezależnie od istniejących problemów związanych ze sprzętem czy radykalizacją części żołnierzy - szykuje wprowadzenie feminatywów i tak w szeregach armii pojawić mogą się "majorki" czy "poruczniczki". Politycy, niemal ze wszystkich stron niemieckiej sceny politycznej, oceniają pomysł za nie do końca trafiony.
O sprawie informowaliśmy już wcześniej.
W myśl planowanych zmian, pojawić się ma "szeregowa", "bosmanka", "majorka", "poruczniczka", a wyjątkiem byłyby jedynie dwa stopnie, w których używałoby się form "pani kapitan" i "pani pułkownik".
Frankfurter Allgemeine Zeitung zauważa, że poprzedniczka obecnej minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer, Ursula von der Leyen nie zdecydowała się na wprowadzenie feminatywów do Bundeswehry. Sama Annegret Kramp-Karrenbauer nie była dotychczas zaangażowana w ten konkretny projekt. Niemieckie ministerstwo obrony podkreśla jednak znaczenie równości kobiet i mężczyzn w armii.
Jak podaje dziennik z przeprowadzonych badań wynika jednak, że większość z 22 tysięcy kobiet w szeregach Bundeswehry odrzuca pomysł żeńskich form stopni wojskowych.
Sceptycznie do rozwiązania podchodzą również politycy niemieccy i to z różnych stron sceny politycznej.
Agnieszka Brugger, polityk Zielonych powiedziała w komentarzu dla FAZ, że sama idea feminatywów w wojsku nie jest zła, ale "sposób w jaki ministerstwo zajmuje się sprawą nie jest najmądrzejszy".
Przedstawicielka lewicy, Christine Buchholz zauważa zaś, że Bundeswehra ma wiele poważniejszych problemów, na przykład rosnącą liczbę doniesień o molestowaniu seksualnym.
Głos w sprawie zabrał także Rüdiger Lucassen z AfD. Oznajmił, że wprowadzenie feminatywów i idei gender w Bundeswehrze ociera się o satyrę i jest sprawą czysto ideologiczną.
- Nikt tego nie chce, nikt go nie używa, ale i tak jest wprowadzany - wyznał.