Szef francuskiej Partii Socjalistycznej Olivier Faure powiedzia, że lewicowy blok Nowy Front Ludowy (NFP) powinien w ciągu tygodnia przedstawić kandydata na premiera. - Zgromadzenie Narodowe będzie jutro w jeszcze większym stopniu trudne do rządzenia niż wczoraj. Macron stracił większość względną. Skazany na poszukiwanie koalicji, uniknął próby kohabitacji z (szefem Zjednoczenia Narodowego) Jordanem Bardellą tylko po to, by doświadczyć takiej próby z blokiem lewicowym - ocenia "Le Figaro".
Nowy Front Ludowy (NFP) zdobył najwięcej głosów w II turze wyborów parlamentarnych we Francji, uzyskując 182 mandaty w Zgromadzeniu Narodowym. Centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona zdobył 168 miejsc, a Zjednoczenie Narodowe (dawny Front Narodowy Marine Le Pen) – 143.
Faure wyraził przekonanie, że wyniki pokazały, że wyborcy odrzucają obóz polityczny prezydenta Emmanuela Macrona, a NFP jest "jedyną alternatywą", która jest wiarygodna. Zażądał, by Macron "uznał" swoje niepowodzenie.
Partia Socjalistyczna wchodzi w skład NFP, do którego należą także inne partie lewicowe, a ważną rolę odgrywa skrajnie lewicowa Francja Nieujarzmiona (LFI).
Faure przypomniał, że przed drugą turą wyborów NFP wycofał kandydatów z dalszego udziału w wyborach, aby uniknąć rozproszenia głosów przeciw skrajnej prawicy. Obóz prezydencki nie wszędzie wycofał swych kandydatów, a w jeszcze mniejszym stopniu uczyniła to prawicowa partia Republikanie - dodał szef Partii Socjalistycznej.
Jednocześnie wezwał, by wziąć pod uwagę realia, czyli to, że NFP nie ma większości w parlamencie, a więc trzeba będzie szukać rozwiązań przy konkretnych ustawach.
"Będziemy zobowiązani do dyskusji"
- ocenił. Faure wyraził nadzieję, że parlament "znów stanie się bijącym sercem demokracji".
"Le Figaro" przypomina, że po pierwszej turze wyborów mało kto wierzył w zwycięstwo lewicowego Nowego Frontu Ludowego.
"Przenikliwi stratedzy Macrona, na czele z (premierem) Gabrielem Attalem wyjaśniali nam uczenie, że nie ma ryzyka w głosowaniu na Nowy Front Ludowy, który nie może wygrać! Wynik: we Francji, która nigdy nie była tak bardzo prawicowa - wybory do PE i pierwsza tura wyborów parlamentarnych jasno to pokazały - Emmanuel Macron nie ma wyjścia i będzie próbował stworzyć rząd zwracając się na lewo" - podkreśla "Le Figaro".
Macron - jak zauważa - wygrał po raz trzeci w pojedynku z przywódczynią skrajnej prawicy Marine Le Pen. Wynik jego partii jest lepszy niż przewidywano.
"Jednak to zwycięstwo jednego wieczoru nie powinno pozwalać zapomnieć o nadciągającym chaosie"
Prognozuje, że następstwem decyzji Macrona o przedterminowych wyborach będzie długotrwały zamęt.
"Zgromadzenie Narodowe będzie jutro w jeszcze większym stopniu trudne do rządzenia niż wczoraj. Macron stracił większość względną. Skazany na poszukiwanie koalicji, uniknął próby kohabitacji z (szefem Zjednoczenia Narodowego) Jordanem Bardellą tylko po to, by doświadczyć takiej próby z blokiem lewicowym, w którym lwia część przypada grupie Jean-Luca Melenchona (chodzi o skrajnie lewicową Francję Nieujarzmioną-PAP)" - ocenia "Le Figaro".
Zauważa, że Zjednoczenie Narodowe (RN) było blisko objęcia władzy i wygrało poprzednie głosowania, jednak "Francuzi, którzy się masowo zmobilizowali, powiedzieli mu wyraźnie nie". Mimo poparcia jednej trzeciej wyborców i spopularyzowania swoich tematów RN nadal wywołuje "obawę i nieufność" u większości obywateli - dodaje dziennik.
Ostrzega przed "gniewem wyborców RN, którzy mają uczucie, że ukradziono im wybory", jak i frustracją tych wyborców po prawej i lewej stronie sceny politycznej, którzy są przeciwnikami Le Pen, "niemniej, nie czują się socjalistami".