Mieszkańcy Rosji wyruszyli na wakacje na okupowane przez Kreml wybrzeże Morza Azowskiego na południowym wschodzie Ukrainy; tych ludzi czeka niemiła niespodzianka, ponieważ uwierzyli rosyjskiej propagandzie, że te obszary jakoby znajdują się na "głębokim zapleczu" frontu - powiadomił lojalny wobec Kijowa doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko.
"Całe wybrzeże od Mariupola aż po granicę z obwodem zaporoskim jest (dosłownie) zawalone Rosjanami - cywilami, którzy przyjechali tam na odpoczynek. Bardzo dziwnie to wygląda. Jadą tam i są zdumieni, gdy słyszą głośne wystrzały z wyrzutni (obsługiwanych przez siły) obrony powietrznej. (...) To dla nich niespodzianka, ponieważ dali sobie wmówić, że wybierają się na głębokie zaplecze frontu, a (zniszczony przez rosyjskie wojska) Mariupol jakoby +odbudowuje się+"
W ocenie samorządowca turyści są zaskoczeni widokiem ruin Mariupola, ponieważ "ten obraz nie zgadza się z tym, co pokazuje im Moskwa". "Z drugiej strony, oni przyjeżdżają (odpocząć) na wybrzeże. Są to głównie ludzie z regionów graniczących z Ukrainą, takich jak obwód rostowski czy biełgorodzki. (Nad Morzem Azowskim) jest dla nich stosunkowo tanio" - dodał Andriuszczenko.
"Rosjanie nie wybrzydzają na warunki, w których wypoczywają. Ukraińcy by w takich warunkach nie wypoczywali"
Wojska agresora oblegały 430-tysięczny Mariupol od lutego 2022 roku i ostatecznie zdobyły to miasto w maju, po blisko trzech miesiącach walk. Rosjanie niemal doszczętnie zrównali miejscowość z ziemią i popełnili tam zbrodnie na ludności cywilnej. Brak dokładnych danych o łącznej liczbie ofiar oblężenia Mariupola. Władze w Kijowie szacują, że mogło tam zginąć co najmniej 22 tys. osób.
W okupowanym mieście wciąż panuje bardzo trudna sytuacja humanitarna. Brakuje m.in. żywności, wody, lekarstw, środków higienicznych i łączności.