Prezydent Rosji Władimir Putin powiedział kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi i prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi, że ma zamiar podpisać dekret o uznaniu niepodległości tzw. republik ludowych, powołanych przez separatystów w Donbasie - podał Kreml. Po godz. 20.30 czasu polskiego Putin poinformował, że podpisał dekret o uznaniu separatystycznych "republik ludowych" w Donbasie.
O komentarz do tej decyzji Władimira Putina zwróciliśmy się do prof. Włodzimierza Marciniaka, sowietologa, byłego ambasadora Polski w Moskwie.
- Jakiś czas temu przypuszczałem, że ten akt formalnego uznania przez Rosję niepodległości dwóch samozwańczych republik będzie formą wybrnięcia z tej sytuacji. Prezydent Putin pokaże, że ich działania wynikają z „obrony” i na tym się skończy - zastanawia się nasz rozmówca, po czym dodaje:
„teraz otwiera się jednak nowy problem - kwestia linii rozgraniczenia pomiędzy „republikami” a Ukrainą”.
Obecna sytuacja pokazuje - uważa rosjoznawca - że Rosja kładzie krzyżyk na porozumieniach mińskich. - Do tej pory były niemalże alfą i omegą rosyjskiej polityki wobec Ukrainy. Według wyrażenia Siergieja Ławrowa, to był haczyk, na którym prezydent Zełenski miał się szarpać w nieskończoność. Porozumienia mińskie są przecież dla Ukrainy niewykonalne - podkreśla prof. Marciniak.
Dopytywany, czy uznanie niepodległości samozwańczych republik na Ukrainie jest kolejnym pretekstem do inwazji, tłumaczy:
„może to być pretekstem, ale z drugiej strony może to oznaczać również eskalację w skali lokalnej. Dla samej Rosji nie jest to optymalne rozwiązanie, choć sam Kreml od dłuższego czasu szarpie się ze skutkami własnej ofensywy dyplomatycznej”.
Pytany, dlaczego zamiarem podpisania dekretu Putin podzielił się z liderami Niemiec i Francji, przyznaje, że „to całkowicie logiczne”.
- W końcu specjalnością Francji i Niemiec jest pomaganie Putinowi w wybrnięciu z trudnych sytuacji. Rosjanie pewnie ciągle liczą, że w opałach te dwa państwa udzielą im jakiejś pomocy. Dlatego ich poinformował - mówi nam.
„Pomoc” precyzuje jako „poszukiwanie jakichś sposobów wybrnięcia z obecnej sytuacji”.
- Ani Niemcy, ani Francja nie są zainteresowane poważnym konfliktem. Oni ciągle liczą na dobrą współpracę gospodarczą z Rosją - słyszymy dalej.
- Ponadto, czysto formalnie, Francja i Niemcy są stroną normandzkiej czwórki (także Ukraina i Rosja -red.), która gwarantuje porozumienia mińskie. To de facto oznacza, że Rosjanie wycofują się z tych porozumień - podkreśla były ambasador Polski w Moskwie.
- W ideologii rosyjskiej przeciwnikiem jest świat anglosaski. To niewątpliwie nie są Niemcy i Francja - podsumowuje.