Giorgia Meloni to obecnie jedna z najbardziej szanowanych na świecie konserwatywnych liderek. Nawet francuski L’Express docenił ją pisząc, że jest „silną damą” Europy, a przy władzy we Włoszech jest już, praktycznie bez turbulencji od trzech lat. Meloni od dawna, jeszcze zanim została szefem rządu Italii, jest na celowniku środowisk lewicowych, wyzywają ją od faszystek i rasistek, poniżają, opluwają i rysują w najczarniejszych barwach przez lewicowych komentatorów i użytkowników Internetu. Teraz jednak doszło wydarzenia mocno symbolicznego – do publicznej, wyraziście zapisanej, groźby śmierci.
Napis nie pojawił się gdzieś w ciemnej uliczce, tylko w eksponowanym miejscu i w związku z demonstracjami propalestyńskimi, a zatem w pewnym, zdecydowanym kontekście. Nie dziwne więc, że sprawa trafiła na czołówki gazet włoskich, a sama pani premier odniosła się do tego wracając z Nowego Jorku. We wpisie na X dała wyraźnie do zrozumienia, że wie, jaki jest sens owego „Meloni jak Kirk”, lecz dodała, że można przecież zrozumieć go w dwójnasób – i że jeśli Kirk był wojownikiem wolności słowa to takie porównanie jedynie może jej schlebiać, gdyż ona też walczy o wartości i idee konserwatywne, nie bojąc się konsekwencji.
A jednak granice są przekraczane i być może nawet do części liberalnych łbów na świecie zaczyna trafiać, że gdzieś jednak nastąpiło przejście cienkiej, czerwonej linii, za którą już nie ma żadnej odwagi, jest tylko najczystsze z możliwych szaleństwo. Co więcej, czynią to wszystko – śmieją się z czyjejś śmierci, cieszą, strzelają korkami od szampanów, nawołują do kolejnych morderstw, ci sami ludzie, którzy na codzień w publicznych debatach nawołują do tolerancji i zwalczają „mowę nienawiści”. Tak, ci sami, którzy chcą tą „mową nienawiści” terroryzować innych, nakładać kagańce, tworzyć cenzurę, sami pozwalają sobie na wszystko – już nie tylko obelgi i wyzwiska, nie tylko poniżanie i opluwanie, ale wręcz groźby śmierci. Po „katolach”, prawakach, konserwatystach można jechać dowoli przecież – to wręcz modne i takie „salonowe”. „Co ty, k… katolik jakiś jesteś?” – pyta nagle serialowa gwiazda prowadzącego w Kanale Zero.
Zupełnie tak, jakby bycie katolikiem było czymś złym, poniżającym, wartym wytykania. Coraz częściej można odnieść wrażenie, że lewica mebluje nam świat po swojemu – w taki sposób, żeby nigdzie nie było klamek. Europa: będzie (lub już jest) takim właśnie domem bez klamek. Niestety.