Nikt nie ma chyba wątpliwości co do tego, że dzisiejsze wybory w Rosji wygra Putin. Gra toczy się jednak o wykazanie jak najwyższej frekwencji podczas głosowania, by pokazać, że ma on ogromne poparcie społeczne. Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny powiedział, że dane o frekwencji w wyborach prezydenckich przedstawione przez CKW różnią się od danych, jakie zebrali wysłani przez niego obserwatorzy; według nich frekwencja jest niższa od tej z 2012 roku.
Nawalny, który nie został dopuszczony do wyborów przez Centralną Komisję Wyborczą i nawoływał do ich bojkotu, wystąpił dziś na briefingu dla dziennikarzy. Opozycjonista powiedział, że jego sztab zapewnił obecność ponad 33 tysięcy obserwatorów w lokalach wyborczych. Zarejestrowali oni "bezprecedensowe" naruszenia.
W całym kraju ludzie zwożeni są do lokali wyborczych
- oświadczył.
Nawalny ocenił, że w porównaniu ze wszystkimi poprzednimi wyborami tym razem duża frekwencja przypadła na godziny poranne. Wyraził wątpliwość, czy oznacza to normalny przebieg wyborów, i ocenił, że "wszyscy po prostu są zapędzani" na głosowanie.
Tam, gdzie wybory się zakończyły, według danych naszych obserwatorów frekwencja jest niższa niż było to w 2012 roku, nawet uwzględniając całą tę presję
- powiedział opozycjonista.
CZYTAJ TEŻ: Tego można było się spodziewać! Machlojki ludzi Putina podczas wyborów w Rosji
Podał jako przykład Kraj Nadmorski, gdzie w 2012 roku frekwencja wyniosła 64 procent. Obserwatorzy Nawalnego twierdzą, że w niedzielnych wyborach frekwencja w tym regionie wyniosła 54 procent.
This is Boris Nemtsov’s intentionally spoiled ballot from the 2012 presidential “election”. No one predicted how much worse off Russia and the world would be six years later. Terrifying to think of what the next six hold. pic.twitter.com/jwccTHO1Ac
— Marcus Kolga (@kolga) 18 marca 2018
Według opozycjonisty, rozbieżności pomiędzy wskaźnikami dotyczącymi frekwencji ogłoszonymi przez CKW a danymi jego obserwatorów przekraczają w niektórych regionach nawet 10 procent. W republice Ałtaju rozbieżność ta sięga nawet 25 procent.
Nawalny zapewnił, że dochodzi do fałszerstw i że dowodem na nie jest usuwanie obserwatorów z lokali wyborczych w trakcie głosowania. Oświadczył też, że jest zadowolony z przebiegu "strajku wyborców", czyli bojkotu głosowania, o który apelował.
Ruch Gołos, który specjalizuje się w niezależnej obserwacji wyborów, powiadomił ze swej strony o naruszeniach zgłaszanych do publikowanej przez niego w internecie "mapy naruszeń". W połowie dnia zarejestrowano na niej 2288 przypadków naruszeń. Gołos wskazuje m.in. na naruszanie praw obserwatorów, członków komisji wyborczych i dziennikarzy, a także na przypadki przymuszania wyborców i naruszania zasady głosowania tajnego.
Obserwatorzy informują o praktykach takich, jak masowe dowożenie wyborców do lokali wyborczych, wielokrotne głosowanie przez te same osoby i podrzucanie do urn kart do głosowania. Sztab Nawalnego zapewnił, że dochodzi także do przekupywania wyborców - np. w Jakucku wyborcom obiecano kurczaka w zamian za oddanie głosu.
Opozycyjna partia Jabłoko relacjonuje takie kuriozalne przypadki, jak niewpuszczanie wyborców do lokalu wyborczego bez obuwia na zmianę, co przydarzyło się w obwodzie kemerowskim.
Powtarzają się doniesienia, zgłaszane i dokumentowane zdjęciami w internecie, o utrudnianiu działania kamer w lokalach wyborczych. Widok w kamerze urny do głosowania przesłaniają np. baloniki czy umieszczona obok kamery zasłonka.