
Rozsianie takiej imprezy po całym kontynencie to paranoja. Po pierwsze – zamiast zapowiadanej „promocji pięknej dyscypliny, jaką jest futbol”, mamy tego przeciwieństwo – nigdzie porządnie nie czuć atmosfery Euro. Po drugie i to uważam, za gorsze, ta decyzja wpłynęła na to, że mecze są rozgrywane w niesprawiedliwych warunkach. Z całą sympatią do Węgrów (ich mecz z Portugalią podaję jako przykład zjawiska) – ale nie mogę nie spytać: na jakiej podstawie dokonano wyboru „lepszych” i „gorszych”? Czyli tych, którzy mogą grać u siebie, w sensie dosłownym – vide wspomniany mecz Węgier, grany przy pełnym stadionie i gorącym dopingu, i takich, którzy muszą latać tysiące kilometrów – vide Polacy grający w Petersburgu? W sytuacji normalnej, gdy jest wybrany jeden gospodarz, wszystko jest jasne: jedynie gospodarz „gra u siebie” i ma przewagę miejsca, ale też z drugiej strony ten sam gospodarz dźwiga na sobie ciężar odpowiedzialności związany z organizacją turnieju w sensie stadionów, hoteli, bezpieczeństwa etc. Coś za coś.
Co więcej – obecnie funkcjonujące przepisy gry w piłkę nożną mówią, że w wypadku meczów rozgrywanych w systemie pucharowym bramki zdobyte na wyjeździe „liczą się podwójnie”, innymi słowy z zasady, wedle regulaminu, UEFA i FIFA uznają, że własny stadion, na którym rozgrywa się mecz daje przewagę. Jeśli tak, to dlaczego przyznano tę przewagę dziesięciu krajom z dwudziestu czterech mających swoje drużyny w turnieju? Gdzie sportowy duch sprawiedliwości, obiektywizmu, równych szans w sporcie?
Ale, pomimo tak fatalnych, skandalicznych decyzji, nikt nic nie może, wszyscy siedzą cicho, a Ceferin i spółka robią co chcą. Za rok mundial w Katarze. I znów, dopiero gdy zobaczymy na ekranach telewizorów efekty decyzji FIFA, dotrze do nas, po raz kolejny, cała naga prawda o gangrenie, jaka toczy świat piłkarskich organizacji.