Ława przysięgłych uznała 59-letnigo Ryana Routha za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Ciążące na nim zarzuty dotyczą m.in. próby zamachu, napaści na funkcjonariusza federalnego oraz naruszenia przepisów dotyczących broni palnej.
Gdy członkowie jury wychodzili z sali rozpraw, mężczyzna chwycił leżący na stole długopis i próbował dźgnąć się w szyję. Został szybko otoczony przez strażników i wyprowadzony. Wyrok w sprawie ma zostać ogłoszony 18 grudnia.
Proces Routha rozpoczął się niemal rok po wydarzeniach z 15 września 2024 roku. Według prokuratury agent Secret Service udaremnił wówczas próbę zamachu na Trumpa, gdy grał w golfa w klubie golfowym w mieście West Palm Beach na Florydzie. Trump był wtedy kandydatem na prezydenta.
Jak twierdzą śledczy, Routh przez wiele tygodni planował zabójstwo, po czym 15 września pojawił się z karabinem i wycelował w Trumpa. Agent ochrony otworzył ogień do napastnika, który w reakcji porzucił broń i zbiegł bez oddania ani jednego strzału.
Mężczyzna nie przyznał się do winy i reprezentował sam siebie przed sądem. Routh powiedział ławie przysięgłych, że nie planował nikogo zabijać tamtego dnia. - Trudno mi uwierzyć, że doszło do popełnienia przestępstwa, jeśli nie pociągnięto za spust - argumentował.
Prokurator generalna Pam Bondi oświadczyła na platformie X, że wtorkowa decyzja świadczy o tym, że resort sprawiedliwości dąży do karania tych, którzy uczestniczą w przemocy na tle politycznym. Dodała, że próba zamachu była atakiem nie tylko na Trumpa, lecz ciosem wymierzonym w cały naród.