Ruch unionistów z Rumunii i Mołdawii chce zjednoczenia obu krajów. W Kiszyniowie właśnie zakończył się dwumiesięczny marsz, który przebył pieszo 1300 kilometrów, by przypomnieć, że Mołdawianie i Rumuni to jeden, podzielony przez Rosję naród. Nie obyło się bez przeszkód.
W Kiszyniowie odbyła się demonstracja unionistów, zwolenników połączenia obu krajów. Platforma unionistów, zrzeszająca ponad sto różnych organizacji, a wśród nich UNIREA-ODIP z Mołdawii i ACTIUNEA 2012 z Rumunii, zorganizowali trwający 63 dni marsz z rumuńskiej miejscowości Alba Iulia przez stolice krajów rumuńskich, m.in. Bukareszt i Jassy, granicę rumuńsko-mołdawską, aż po stolice Mołdawii – Kiszyniów.
Większość uczestników marszu się zmieniała, ale dwóch z nich szło od samego początku i pokonało piechotą 1300 kilometrów - 73-letni Adrian, idący na czele pochodu z flagą Rumunii i 16-letni Andrei, pełniący funkcje dobosza marszu. To on przez większość podróży wygrywał na bębnie rytm do okrzyków: „Besarabia to Rumunia”, „Kiszyniów i Bukareszt to dwa serca Rumunii”.
Besarabia to nazwa, nadana ziemiom pomiędzy Dniestrem a Prutem przez urzędników Imperium Rosyjskiego w XIX wieku.
Unioniści szczególne problemy napotkali na terenach Republiki Mołdowy - w dniach 27–28 sierpnia przetrzymano ich na granicy, po czym lider ruchu, George Simion, dostał zakaz wjazdu do kraju. 1 września pozwolono wejść uczestnikom marszu do Kiszyniowa, ale zatrzymano autobusy z bagażami, a także doszło do przepychanek z policją.
Zastępca prezesa organizacji ACTIUNEA 2012 Cezar-Victor Năstase wspomniał, że nie dotrzymano także umowy dotyczącej udostępnienia sceny na zarejestrowaną, legalną demonstrację - konstrukcję rozebrano na oczach zgromadzonych, pod osłoną dodatkowych oddziałów karabinierów. Mimo przeszkód demonstracja jest kontynuowana – w południe, na powitanie marszu, zgromadziła kilka tysięcy uczestników.
Mołdawia jest obecnie najbiedniejszym i jednym z najbardziej skorumpowanych krajów w Europie, tymczasem do 1812 roku oraz w okresie międzywojennym ziemie dzisiejszej Mołdawii były częścią Rumunii - do dziś Mołdawianie honorują rumuńskich artystów jako „swoich” albo „wspólnych” - z Rumunami.
Na przykład ulice i pomniki Mihaia Eminescu, narodowego wieszcza Rumunów są we wszystkich większych miejscowościach, choć sam Eminescu prawdopodobnie nawet nigdy nie był na tych ziemiach, a był rzecznikiem zjednoczenia ziem rumuńskich w jedno państwo. Kraj jest podzielony pomiędzy prorosyjska opcje socjalistów z prezydentem Igorem Dodonem na czele i proniemiecki rząd, za którym stoi mołdawski oligarcha Vlad Plahotniuc.