- Przemówienie Bidena służyło trzem celom: zjednoczeniu europejskich sojuszników wokół sprawy Ukrainy i danie im do zrozumienia, że Waszyngton oczekuje od nich dalszego wspierania obrony Ukrainy pieniędzmi i bronią; powiedzenie Putinowi, że administracja amerykańska nie zamierza zboczyć z kursu wskutek krytyki w kraju; oraz wsparcie Ukrainy w obliczu spodziewanych ciężkich walk tej wiosny - pisze dzisiaj brytyjski "Times", komentując wystąpienie prezydenta Joe Bidena w Warszawie.
Brytyjskie gazety, oceniając przemówienie wygłoszone w Warszawie przez prezydenta USA Joe Bidena, wskazują, iż było ono przede wszystkim zapewnieniem Ukraińców o niezachwianym wsparciu, ale też przekazaniem tego samego komunikatu rosyjskiemu reżimowi.
"Times" ocenia, że przemówienie Bidena w Warszawie zapewne nie będzie pamiętane tak długo, jak to wygłoszone przez Ronalda Reagana w Belinie w 1987 r., gdy wezwał Michaiła Gorbaczowa, by "zburzył ten mur", jednak w Moskwie przesłanie Bidena będzie słyszane głośno i wyraźnie: dopóki on jest prezydentem, USA nie pozwolą Kremlowi zdeptać Ukrainy.
Jak wskazuje gazeta, przemówienie Bidena służyło trzem celom: zjednoczeniu europejskich sojuszników wokół sprawy Ukrainy i danie im do zrozumienia, że Waszyngton oczekuje od nich dalszego wspierania obrony Ukrainy pieniędzmi i bronią; powiedzenie Putinowi, że administracja amerykańska nie zamierza zboczyć z kursu wskutek krytyki w kraju; oraz wsparcie Ukrainy w obliczu spodziewanych ciężkich walk tej wiosny.
"Times" zwraca jednak uwagę, że o ile Biden może zagwarantować, iż poparcie USA dla Ukrainy jest absolutne, to nie może zagwarantować, iż jest trwałe, bo w przyszłym roku odbędą się wybory prezydenckie i zakładając, że będzie ubiegał o drugą kadencję, zapewne zmierzy się z kandydatem Partii Republikańskiej, mającym mniej jednoznaczny stosunek do pomocy.
"Daily Telegraph" pisze, że "jeśli Ukraina szukała jeszcze więcej dowodów na to, że USA niezłomnie wspierają jej wysiłek obronny, to Joe Biden je dostarczył tego wieczoru". Podkreśla, że amerykański prezydent wyszedł na scenę przy piosence zatytułowanej "Wolność", a słowa tego w swoim przemówieniu użył wielokrotnie.
Jak wskazuje gazeta, przemówienie w Warszawie miało na celu zapewnienie Ukrainy, że amerykańskie wsparcie nie osłabnie, ale było też przesłaniem do Putina i narodu rosyjskiego, do którego zwrócił się bezpośrednio, mówiąc, że "ta wojna nigdy nie była koniecznością", a "Zachód nie spiskuje, aby zaatakować Rosję". "Daily Telegraph", zwracając uwagę na problemy amerykańskiego prezydenta w kraju, wskazuje, że polityka zagraniczna jest tym polem, na którym czuje się najlepiej.
"Guardian" zauważa, że Biden nie odniósł się do wygłoszonego kilka godzin wcześniej przemówienia Putina, choć wyśmiał rosyjskiego prezydenta za fiasko jego ambicji podboju Ukrainy w ciągu kilku dni lutego ubiegłego roku. Jak pisze dziennik, prezydent USA starał się namalować szerszy obraz walki między demokracjami a reżimami autorytarnymi, co jest głównym tematem jego polityki zagranicznej, ale dał do zrozumienia, że walka jeszcze się nie zakończyła.
"Guardian" ocenia, że podobnie jak niespodziewana podróż Bidena do Kijowa dzień wcześniej, warszawskie wystąpienie miało na celu stworzenie wizerunku śmiałości i wigoru oraz przeciwdziałanie przedstawianiu go przez jego przeciwników w Moskwie i w polityce krajowej jako słabego i nieskutecznego.
Dodaje, że amerykański prezydent sam do tego nawiązał, mówiąc:
"(Putin) myślał, że autokraci tacy jak on są twardzi, a przywódcy demokracji miękcy, a potem spotkał się z żelazną wolą Ameryki i innych narodów, które nie zgadzają się na świat rządzony przez strach i siłę".