Z Wielkiej Brytanii docierają informacje, z których wynika, że spiker brytyjskiej Izby Gmin John Bercow wyraził wieczorem zgodę na zorganizowanie na wniosek opozycyjnej Partii Pracy debaty na temat odwołania przez rząd wtorkowego głosowania nad umową Brexitu.
Bercow podjął taką decyzję w odpowiedzi na wniosek przedstawiony przez lidera laburzystów Jeremy'ego Corbyna, który nalegał, aby debata miała miejsce, choć przyznawał, że nie będzie ona wiążąca prawnie. Corbyn zarzucił rządowi Theresy May „brak szacunku dla parlamentu i jego zasad” i przekonywał, że debata na temat odwołania głosowania nad umową Brexitu będzie dla opozycji „kolejną szansą do krytyki rządu”.
Corbyn ocenił, że premier May podjęła niespodziewaną decyzję o przerwaniu trwających debat na temat wyjścia z Unii Europejskiej i odłożenia w czasie wtorkowego głosowania, bo „chciała uniknąć zdecydowanej porażki”
Opinia publiczna będzie patrzyła na zachowanie tego rządu i na to, jak traktuje swoich wybranych przedstawicieli z poczuciem beznadziei.
- podkreślił, wskazując m.in. na to, że szefowa rządu ani występujący po niej minister ds. Brexitu Stephen Barclay nie potwierdzili nowej daty głosowania.
W obliczu braku sprzeciwu ze strony pozostałych posłów, z których wielu opuściło już izbę po wcześniejszych obradach, Bercow zdecydował o wyrażeniu zgody na organizację debaty, która odbędzie się we wtorek i potrwa do trzech godzin.
Zgodnie z procedurami Izby Gmin, debata zostanie zakończona neutralnie sformułowaną konkluzją, ale w jej trakcie posłowie będą mogli krytykować rząd za poniedziałkową decyzję o odłożeniu w czasie kluczowego głosowania.
Informację o opóźnieniu parlamentarnej decyzji potwierdziła w poniedziałek premier Theresa May, która przyznała, że ma świadomość tego, że gdyby obecna propozycja umowy wyjścia z UE została poddana pod głosowanie, to zakończyłoby się ono „porażką z wysoką różnicą głosów”.
Zdaniem ekspertów szefowa mniejszościowego rządu miała minimalne szanse na zwycięstwo - swój sprzeciw zapowiedziały nie tylko wszystkie partie opozycyjne, ale także ponad 100 deputowanych jej własnej rządzącej Partii Konserwatywnej oraz dziesięciu posłów północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów (DUP), którzy wspierali dotychczas gabinet May.