Dziennik "New York Times" donosi, że słynny producent komputerów i smartphonów Apple ugiął się przed rządem w Pekinie. W ich nowym data center serwery będą obsługiwane przez państwową chińską firmę – co w praktyce oznacza, że Pekin będzie miał dostęp do danych użytkowników. Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu Apple usunął ze swego sklepu z aplikacjami portal społecznościowy Parler - zrzeszający sympatyków Donalda Trumpa.
Apple wielokrotnie przedstawiała się jako korporacja, dla której prawa obywatelskie jej użytkowników, zwłaszcza prawo do prywatności, są bardzo ważne. Jej szef Tim Cook mówił, że prywatność to „fundamentalne prawo człowieka”, a jego firma regularnie odmawiała pomocy służbom w odblokowaniu dostępu do urządzeń ich użytkowników, w razie konieczności walcząc z takimi nakazami w sądzie. W 2016 roku odmówili nawet FBI odblokowania telefonu, który należał do jednego ze sprawców zamachu w San Bernardino, w którym zginęło 14 osób.
Jak donosi "NYT", ta dbałość o prywatność użytkowników rozciąga się jedynie na państwa zachodu. Apple obecnie buduje kolejne data center w mieście Guiyang, które ma być oddane do użytku w czerwcu. Dziennikarzom udało się dotrzeć do wewnętrznej korespondencji firmowej, z której wynika, że po naciskach Pekinu Apple zdecydowało, że nie zastosuje w tym centrum swojej technologii szyfrującej. Tak samo mieli zrobić w innym centrum działającym w regionie Mongolia Wewnętrzna. Zamiast tego serwery będą obsługiwane przez chińską państwową firmę. Zdaniem wielu ekspertów od bezpieczeństwa oznacza to, że reżym w Pekinie nie będzie miał zbyt wielu problemów z dostępem do np. sms-ów czy e-maili chińskich użytkowników, a Apple nie będzie mogła nic zrobić aby ich powstrzymać.
„Apple stała się zębatką w maszynie cenzury, która prezentuje kontrolowaną przez rząd wersję internetu” - skomentował doniesienia dziennika Nicholas Bequelin, dyrektor azjatyckiego oddziału Amnesty International - „Jeśli patrzy się na zachowanie chińskiego rządu, nie widać żadnego oporu ze strony Apple – żadnej historii walki o pryncypia, o których Apple twierdzi, że są dla nich tak ważne”,
To nie jest pierwszy raz kiedy Apple została oskarżona o podlizywanie się chińskim komunistom. W 2017 na przykład usunęła z chińskiej wersji swojego sklepu z aplikacjami wszystkie VPN-y czyli tzw. wirtualne sieci prywatne. Te były bardzo ważne dla chińskich dysydentów, gdyż umożliwiały im obejście Wielkiego Chińskiego Firewallu czyli rządowej cenzury internetu i dostęp do zachodnich stron. Apple usunęła z niego również szereg innych aplikacji, które nie podobały się Pekinowi, od serwisów randkowych po serwisy medialne, w tym aplikację "NYT". W październiku 2019 roku usunęli też aplikację, HKmap.live, którą demokratyczna opozycja z Hongkongu wykorzystywała do śledzenia aktywności policji brutalnie tłumiącej ich protesty. "NYT" obliczył, że w ciągu kilku ostatnich lat Apple usunął ze swojego chińskiego sklepu 55 tysięcy aplikacji, które nie podobały się komunistom.
Od jakiegoś czasu słyszy się również, że zachodnie firmy korzystają z pracy niewolniczej Ujgurów, prześladowanej przez reżym w Pekinie mniejszości muzułmańskiej. W wypadku Apple portal The Information odkrył tydzień temu, że sześć firm, z którymi współpracują w Chinach, miało korzystać z „programów zatrudnienia” dla Ujgurów, będącymi de facto programami niewolniczej pracy. Amerykański senat pracuje obecnie nad ustawą, która utrudniłaby korporacjom z USA korzystanie z ujgurskich niewolników i Apple była jedną z firm, która zapłaciła lobbystom za próby złagodzenia jej zapisów.
W oświadczeniu dla "NYT" Apple stwierdziło, że działając w Chinach, musi przestrzegać lokalnego prawa – ale robi, co może, aby chronić dane swoich chińskich użytkowników. „Nigdy nie naraziliśmy bezpieczeństwa naszych klientów i ich danych w Chinach ani w innych miejscach, gdzie działamy” - powiedział ich rzecznik prasowy. Dodał, że klucze szyfrujące, które chronią ich chińskich klientów, nadal znajdują się pod kontrolą firmy. "NYT" zauważył jednak, że owe kody znajdują się w komputerach w centrum obsługiwanych przez Chińczyków. Eksperci od cyberbezpieczeństwa, z którymi rozmawiał "NYT", twierdzą, że jeśli chiński rząd będzie chciał dostępu do danych użytkowników, to Apple nie będzie mogła nic zrobić, aby ich powstrzymać.
Apple padło ofiarą pułapki, w którą wpadło wiele innych zachodnich korporacji. Rząd Chin zrobił bardzo wiele, aby przyciągnąć do siebie zagraniczne firmy. Budował drogi, osiedla dla robotników, pomagał budować fabryki i zapewniał im energię etc. Skuszone mirażem obniżenia kosztów produkcji korporacje przenosiły tam w coraz większym stopniu produkcję. W wypadku Apple każdy ich produkt jest obecnie w całości lub w części produkowany w Chinach. W coraz większym stopniu są w nich również produkowane. Doug Guthrie, ekspert od Chin z uniwersytetu George'a Washingtona, którego Apple zatrudniło w 2014 roku jako doradcę, powiedział "NYT", że podczas spotkania z zatrudnionymi przez nich chińskimi inżynierami pokazali pewne wideo. Zakończyło się ono frazą „Zaprojektowane przez Apple w Kalifornii”, która przez lata znajdowała się na ich produktach. To tak rozwścieczyło Chińczyków, że fraza wkrótce potem zniknęła z ich produktów.
Guthrie zauważył, że żadne inne państwo poza Chinami nie mogłoby zaoferować Apple pomocy na skalę, jakiej ta firma chciała. Oprócz tego Chiny są coraz szybciej rosnącym rynkiem zbytu. Według danych za ostatni kwartał 2020 aż 15 proc. dochodu Apple pochodziło z chińskiego rynku.
Przez lata współpraca między chińskimi komunistami i zachodnimi korporacjami układała się wzorowo dzięki wzajemnym korzyściom – wpływom do budżetu dla Pekinu i rosnącym zyskom korporacji. Jak zauważył jednak Guthrie, w ostatnich latach Pekin chce coraz większej kontroli nad tym, co zachodnie firmy u nich robią. Apple, jak wiele innych uzależnionych od Chin korporacji, nie miała planu B na taką okoliczność i ma do wyboru: albo się podporządkować, albo liczyć się z utratą gigantycznych zysków.
W wypadku Apple na przykład taką kontrolę dała im ustawa z końca 2016 roku, która wymagała, aby wszystkie dane chińskich użytkowników były trzymane w Chinach. Bojąc się reperkusji, Apple zgodziło się na to. Ustawa weszła w życie w czerwcu 2017 roku. "NYT" twierdzi, że oprócz oddania danych chińskich użytkowników pod kontrolę chińskich firm kilka miesięcy po wejściu jej w życie do Chin przeniesiono również klucze szyfrujące.
Pekin często żąda dostępu do danych użytkowników pod pretekstem tego, że potrzebuje ich policja czy pokrewne służby. Chińskie firmy zgodnie z prawem nie mogą odmówić takiej prośbie. Apple to jednak firma amerykańska, a amerykańskie prawo zabrania firmom przekazywania danych chińskim służbom. NYT donosi, że aby to obejść, Apple zrzekło się praw do danych chińskich użytkowników na rzecz kontrolowanej przez rząd prowincji Guiyang firmy GBCD. Chińscy użytkownicy ich chmury iCloud muszą się zgodzić na to, że GBCD i Apple będą miały dostęp do ich danych – takiego zapisu nie ma w regulaminach w innych państwach.